przyjął to wznowienie najlepszej komedyi polskiej z końca zeszłego wieku taką recenzyą:[1]
„Już to Fircyk zestarzał; już nie zwiedzie, chyba tylko podobne sobie Podstoliny. Daremnie go p. Malinowski odświeża, już nie te czasy. Jeszcze tak w karty grają, jak on, ale już się inaczej umizgają. Dzieło Zabłockiego nie jest bez zalety. Jest to wierny obraz dawnych u nas zalotów. Rymowanie łatwe, zwroty właściwe polskie. Z tem wszystkiem jest to jedna z tych sztuk, którebym scenie naszej w teraźniejszym jej stanie odradzał. Główną wadą teatru naszego (dyrektorem Teatru Narodowego był wtedy młody Ludwik Osiński) jest: że nie postąpił z cywilizacyą powszechną, nadewszystko z cywilizacyą wyższej klasy. Ton komedyi Zabłockiego jest właściwie ten, z którego teatr nasz wyjść powinien“.
Inne czasy, inni ludzie, inne gusta i inna miara krytyki, nie bardzo bezstronnej i wnikającej głębiej w ducha utworów takich, jak „Fircyk“, wyrokującej pod wrażeniem chwili, ale nie zawsze konsekwentnej w swoich sądach.
Wspomniany X, jako recenzent dzisiejszej prababki naszej prasy codziennej, nie wahał się napisać dalej: „Szkoda zatem, że p. Malinowski „Fircyka“ na występ swój obrał. Możnaby temu artyście niejaką gminność w ułożeniu zarzucić, ale on to na rolę złożyć może... P. Malinowski odpowie: „Ależ takiemi były dawne nasze Fircyki!...“ Więc ich nie wystawiajmy na scenie, bośmy zły smak nie dosyć jeszcze stracili, aby się z nim bez niebezpieczeństwa bratać“.
Dzisiaj po stu latach od urodzenia się „Fircyka“, pomimo różnicy gustów, usposobień, wymogów repertuaru
- ↑ »Gazeta warszawska« z dnia 2-go września r. 1815 nr. 70.