Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/64

Ta strona została przepisana.

czarki“ pójść ze swoim sąsiadem. Pomaga mu w tem powinowaty żony, Burzywoj, burda, zajazdowiec, gębacz, ale nie rębacz, mącący wodę i szczujący jednego na drugiego.
I w tym domu, „co w pół gontami, a w pół kryty słomą“, gdzie „psy głodem rozzarte niebezpieczną dla gości odprawują wartę“, roi się od gości, jak od szarańczy, która sejmikuje z gospodarzem, objada go, spija się po całych dniach i radzi nad satysfakcyą dla pokrzywdzonego honoru Góronosów.
Z tej narady popijanemu skutek taki, że w akcie czwartym widzimy na scenie dwie niewielkie gromady chłopów, jedna z części Żegoty, druga z części Góronosa, sprzeczające się o grunta swoich panów. Jedni chcą rozgrodzić płot, drudzy nie dają; wśród wrzawy przychodzi do bójki, która toczy się za sceną, ale kolejno jedni drugich przeganiają i walą, nie pytając kto oberwie, chłop czy szlachcic.
Chłop Góronosa: To jest nasz grunt!
Chłop Żegoty: Nasz, nie wasz! jakże panie wójcie?
Wójt Żegoty: Po te krzaki.
Wójt Góronosa: Po ten rów!... do pałek!
(tu się gromady zbliżają i grożą sobie).
Wojt Żegoty (na swoich): Nie stójcie,
Ruszajcie się!
Wójt Góronosa: Wprzód bez krwie za łby!
Wójt Żegoty: Na kłonice!
(wypadają za scenę, zkąd słychać wrzawę bitwy).
Żegota (wbiegając z fuzyą): Jako! Kto moich ludzi?
(obracając się) dobiedz na dzwonnicę,
Niechaj na gwałt uderzą! (Daje się słyszeć głos dzwonu; na usłyszenie go).