Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Kłamie, jak z nut, nie tracąc dobrej miny, na poczekaniu zełgać gotów i najbezczelniej wyprzeć się prawdy. Zupełnie tak samo, jak Papkin wobec cześnika, gdy mu się przechwala ze swoich odważnych czynów w bitwie z ludźmi regenta.
Nawet jeżeli Papkin ma swoją szpadę, Artemizę, „światu groźne to narzędzie, krwią, jak gąbka napęczniałe“ – to Burzywoj ma swój słynny pałasz, którym cudów waleczności dokonał.
Służąca Agatka, która była świadkiem sromotnego napadu pięciu chłopów na jednego szlachcica, powiada:
Dla waćpana szczęście,
Żeś uciekł.
Na co on z oburzeniem woła:
Bez pałasza miałem pójść na pięście?
Załamując ręce biada przed Góronosem: „Wujaszku, pałasz, pałasz!“
Góronos: Może ten z pod Wiednia, Kara Mustafa?
Burzywoj: Toby jeszcze fraszka, brednia;
Ale to ten, który miał w kapturku inkluzy,
Którymem, jak w tryszaku bił na cztery tuzy
Wyrwano mi go z pochew, a ja jeszcze żyję!...
Agatka: Z inkluzem dać się pobić!
Burzywoj: Czyż inkluz na kije?...
Papkin przypomina go bardzo we wszystkich główniejszych konturach, jako jeden z tych junaków:

Których męstwo na tem się kończy i zaczyna:
Wietrzyć nosem, gdzie gęstszy dym kurzy z komina.

Z tej strony charakteru Papkin z Burzywojem wyglądają, jak rodzeni bracia; pod jednym względem tylko pierw-