Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/71

Ta strona została przepisana.

„jeżeli gryzie co, to sercem gryzie“ — i karci przez miłość tego, co najwyższego ukochania warte.
Doli słabszych i pokrzywdzonych nie skąpi nigdy swego współczucia, jest szczególniejszym obrońcą i przyjacielem ludu; chłoszcze ironią tych, którzy nad nim przewagi swej nadużywają.
Jest w „Sarmatyzmie“ parę bardzo charakterystycznych ustępów, które się dzisiaj czyta z uczuciem niemal upokorzenia. Oto, gdy Burzywoj skarży się wujaszkowi, że go parobcy wygrzmocili, Góronos go pociesza słowami:

Żałuję cię serdecznie, zacny Burzywoju,
Żeś niesłusznie wziął razy w pospolitym boju,
Lecz psów wycie w czem szkodzi jasności księżyca?
To samo jest i z chłopy, gdy biją szlachcica.
Wybacz...

Jednak, gdy poszkodowany domaga się zemsty na najwinniejszych, potomek możnych antenatów w swej zaciekłości powiada:

Ten przypadek, gdyby był z poddanych Żegoty,
Przed samemi kazałbym ćwiczyć mu ich wroty.
Ale że z mojej części, raczysz się uprosić,
Po trzysta kijów w dymie... Cóż na to?
Burzywoj: Nie dosyć.
Po pięćset.
Góronos: Więc po pięćset, niechaj wiedzą chamy,
Że mogąc na śmierć, w dymie ich tylko wieszamy.

Przycinków w tym rodzaju cięty weredyk nie szczędzi klasom uprzywilejowanym swojej epoki w duchu reformy społecznej; jest on zawsze propagatorem postępu i oświaty ze stanowiska najszlachetniejszych zasad humanitarnych, i jako taki zasługuje nie tylko na uznanie dawnych, ale i na sympatyę naszych czasów.