Strona:Franz Brendel - Zarys historii muzyki.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.
109

jając pieśni różnych góralskich, gdzie za odwrotnie pozorną smętnością kryje się wesele, lub za pozornem weselem boleść a nieraz humorem zgrzytające szyderstwo, i żwawej a żałosnej kołomyjki, i ochoczego kozaka, wnuka gminnej ballady, aż do majestatu Poloneza, w którym od morza do morza odbiła się charakterystyka uroczystych stron narodu, którego łączenie zdaje się wyobrażać unię Litwy z Koroną, a pochód jak symbol postępu pokoleń. — Bacząc na pieśń gminną, która z każdego kurhanu wykwita codzień różno-wonna i świeża, — wszystko tu pełne życia i przyszłości, pełne śpiewności oryginalnej. Trafnie też wyrzekł nasz wielki poeta etyczny[1] w swoich odczytach o historyi cywilizacyi w Polsce, którą wolelibyśmy tu przepisać jak cytować, (ze względu na ogół), że: pieśń wykołysała naród, mamy tego rękojmią historycznie śpiewaną. — „Lud nasz, powiada, (tenże, tamże,) losy wstrzymały na drodze rozwoju i postępu, i ścisnęły w ciasnem, narodowem kole, z którego wyjść nie mógł; pozostał więc u ogniska, strzegąc przeszłości, bojąc się ruchu, takim, jaki był przed wieki. I cudna pieśń jego, jak ptaszę oswojone, to wyleci w pole, to powraca do chaty. Pieśń ludowa, to obraz jedyny i historya naszego ludu“ . . . . . . . . . „Mówią stare kroniki o ludziach z dalekiego kraju, od brzegów Bałtyku, których Grecy schwytali zbłąkanych i niosących gęśle w ręku, a idących w szeroki

  1. J. I. Kraszewski.