kraju, nim ją postęp w życie wprowadził, była akordem dział, strzał gwizdem, szczękiem mieczów i zbroic, w których grało słońce sławy, pieśnią bojową, harmonią dzwonów, rytmem wrzeciona, wieczornic dziejowem echem, hymnem słowik wśród zbłękitnionych jarów Podolskich, czy w ciemnych kniejach Białowieży — psalmem skowronka wiszącego nad Gopłem, czy wieżycą Jasnej góry — hejnałem namiotów, burzą Morskiego oka i ciszą Kościeliska — aż stała się człowiekiem. — Tym człowiekiem był Szopen – on uniósł ją z kraju. — A autor Sfinksa wyrzekł z goryczą: „U nas nie godzi się być artystą; jest to samowolne podawanie się na pastwę dzikich zwierząt w cyrku.“
Tak było. — —
Ale od czasu, jak zaświeciła gwiazda Szopenowska, aż do niedawna, gdy tak powszechnym stał się rozgłos Moniuszki, czujemy, czujemy jakiś prąd nowy, jak szum zdrojów wiosennych, wróżących rozwój i życie. — „Ducha nie gaście“ — Powiada wielki apostoł Paweł św. — Nie odpychajmy władz ducha, niech one nas nie odrywają od powinności życia codziennego, ależ nie dajmy im zagrzęznąć w niedokwasie chleba powszedniego, niech się uzupełniają z życiem, jak dusza z ciałem związana nierozwiązalnie. — Re-
Strona:Franz Brendel - Zarys historii muzyki.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
12