zapanowała w Niemczech — i wielka opera tego kraju, tak jak w ściślejszym znaczeniu narodowa, musiała Niemcom starczyć w miejsce własnej niepłodności w tej porze. Beethoven stworzył swego Fidelia, który stoi jak olbrzym samotny. Razem z nastaniem poezyi romantycznej i opera w Niemczech ruszyła się tym prądem i poczęła dążyć wyżej. — Tu należą: Ludwik Spohr,[1] K. M. v. Weber[2] i Henryk Marschner[3] — prócz Beethovena, najznakomitsi następcy Mozarta w zawodzie opery. Ci wszyscy rzucają się w pierwiastek włoski, który znajdował się w Mozarcie, a tak dwa te stronnictwa znowu się rozchodzą.
Zważmy teraz część żywotną muzyki niemieckiej — instrumentalną. — Wprawdzie w koło Haydena i Mozarta grupuje się mnóstwo zwolenników, ale ci prawie wszyscy dziś zapomnieni — zwłaszcza ci co żyli za Haydena — Rosetti,[4] Pleyel,[5] Cyrovetz, Wranitzky,[6] Hoffmeister[7] i inni przepadli w pamięci potomnych. — Ich chwilową zasługą było rozpowszechnienie instrumentalnej muzyki, i zajmowanie dyletantów. Bliżej Mozarta stoją: A. Romberg[8] i F. E. Fesca.[9] Przyczynę, że ci ludzie bardzo popularni raptem przyćmieni zostali, słońcu Beethovena wschodzącemu przypisać należy. — Dwóch tylko kompozytorów pierwszorzędnych się utrzymało, z późniejszych tradycyi Mozarta, ci są: G. Onzlow[10] i L. Spohr.[11] W muzyce fortepianowej wywołał ten mistrz szkołę żyjącą z dawniejszymi znamiony swego czasu.