Faber padł majorowi na szyję, dziękując za uratowanie życia, ale major strząsnął go z siebie z odrazą. Nie miał żadnego upodobania w Niemcach, od czasu, kiedy kwaterował w Putbusie na Rugji, za wojny pomorskiej. Nigdy jeszcze śmierć głodowa nie zajrzała mu tak zbliska w oczy, jak wówczas.
Mały Faber wyraził ochotę oskarżenia kościelnego o zamach morderczy przed naczelnikiem Scharlingiem, ale major objaśnił go, że nie warto chodzić, gdyż w tej okolicy zabicie Niemca nie warte złamanego szeląga i i na dowód, że tak jest, zaproponował mu, że go własnoręcznie ciśnie w wodę.
To uspokoiło całkiem małego Fabera, tak że zaprosił wybawcę do siebie na kiszkę smażoną i odleżałe piwo.
Major Fuchs przystał, pomyślawszy, że organista musi mieć w domu klucz kościelny, i poszli ku wzgórzu, na którem stał kościół, plebanja, oraz domki kościelnego i organisty.
— Proszę przebaczyć! — powiedział Faber, wprowadzając majora do izby. — Niebardzo dziś u nas porządnie, ale było dużo roboty, gdyż właśnie razem z siostrą zarżnęliśmy koguta.
— Pi! pi! pi! — wykrzyknął major.
Zaraz też wniosła ponętne Fabrówna odleżałe piwo w wielkich dzbanach glinianych. Wiadomo, że major niechętnem okiem patrzył na kobiety, ale ta dziewczyna wzbudziła w nim pewną życzliwość. Uroczo wyglądała w staniczku i czepeczku. Jasne, gładko zaczesane miała włosy, a samodziałowa sukienka była czyściuteńka. Krzątała się tak żywo i miała tak rumiane, krągłe policzki, że majorowi przyszło do głowy, iż niezwłocznie zacząłby konkury, gdyby spotkał dziewczynę dwudziestoletnią, jak ta właśnie. Ale mimo ruchliwości i ponęt wielu Fabrówna miała zapłakane oczy i może to właśnie usposobiło łagodnie majora.
Mężczyźni jedli i pili, ona biegała tam i sam, potem zaś podeszła, dygnęła i spytała brata:
— Jakże każecie, panie bracie, ustawić krowy w oborze?
— Umieść dwanaście po prawej, a jedenaście po lewej, tak by się bość nie mogły! — odparł mały Faber.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/101
Ta strona została przepisana.