Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/102

Ta strona została przepisana.

— Oj, do licha! — zawołał major. — Widzę, macie mości Faber, sporo dobytku!
Organista miał właściwie tylko dwie krowy, a nazwał jedną „dwanaście“, zaś drugą „jedenaście“ by wspanialej brzmiało, gdy o nich wspomni. Potem dowiedział się major, że organista przebuduwuje obejście przeto krowy chodzą za dnia po polu, a nocują w kolebie.
Dziewczyna przystąpiła na chwilę ponownie do brata i rzekła z dygiem, że cieśla zapytuje, jak wysoka ma być obora.
— Zmierz krowy! — rozkazał. — Zmierz krowy!
Majorowi spodobała się ta odpowiedź.
W toku rozmowy spytał major organisty, czemu oczy siostry jego są tak czerwone, i dowiedział się że dziewczyna płacze, gdyż jej nie pozwala wyjść za kościelnego, który jest biedny i zadłużony.
Coraz to większa zaduma ogarniała majora, spijał dzban piwa po dzbanie i jadł kiszkę za kiszką całkiem bezwiednie, a organista patrzył z przerażeniem na ten apetyt. Ale im więcej jadł i pił major, tem jaśniej mu było w głowie i coraz to większej nabierał ochoty przysłużyć się małej Fabrównie.
Był to tensam major Fuchs, który razu pewnego zjadł biednej komornicy głowiznę, mającą starczyć na całe Święta Bożego Narodzenia.
Rozkoszował się dobrocią kiszki i postanowił dokazać tego, by oczy małej już nie płakały.
Przy tem wszystkiem, nie spuszczał oczu z wiszącego na ścianie klucza kościelnego, o wyginanem uchu, a gdy tylko Fabra zmożyło ciężkie piwsko, tak że chrapnął smacznie, major chwycił klucz, sięgnął po czapkę i wyszedł.
Wylazł zaraz omackiem na schody wieży kościelnej i dotarł, przy pomocy rogowej latarki do dzwonów, rozdziawiających nad nim olbrzymie płaszcze. Zdrapał pilnikiem trochę spiżu z dzwonu, dobył krzesiwa i formy do lania kul, ale nagle spostrzegł z przerażeniem, iż zapomniał całkiem o srebrze, co było rzeczą najważniejszą. Jeśli kula miała posiadać siłę, musiał ją ulać tu, we wieży. Wszystko dobrze, jest czwartek na nowiu i nikt nie wie,