Pobiegł coprędzej do kościelnego, wydobył go, napół nagiego z łóżka i rozkazał strzelić do niedźwiedzia, myszkującego wokoło koleby organisty.
— Zastrzel niedźwiedzia, a da ci napewne siostrę! — powiedział. — Zyskasz także ogólny szacunek, nie jest to bowiem zwierz zwyczajny i najwybitniejsi ludzie w okolicy uważaliby sobie za zaszczyt ubicie go.
Wcisnął mu w rękę własną broń z kulą srebrną i spiżową, odlaną na wieży, w czwartkową noc, na nowiu, a przytem dygotał z zazdrości, że nie on, lecz ktoś inny położy trupem króla lasów z Gurlity.
Kościelny zmierzył w niedźwiedzia — miły Boże! Mógłby raczej, mierząc tak, trafić w Wielką Niedźwiedzicę na niebie, nie zaś w zwierza włażącego już na dach faberowskiej koleby. Strzał huknął, aż Gurlita odpopowiedziała echem.
Jak mierzył tak mierzył kościelny, dość że niedźwiedź padł na miejscu. Tak bywa zawsze ze srebrną kulą. Można strzelać do gwiazd, a trafia się zwierzynę w serce,
Wybiegli natychmiast ludzie z domów i zagród ciekawi co zaszło, gdyż żaden jeszcze strzał nie grzmotnął jak ten i nie zbudził tylu wiewiórek. Wszyscy zaczęli wysławiać kościelnego, gdyż niedźwiedź był istną plagą całej okolicy.
Wyjrzał też i mały Faber, ale major Fuchs zawiódł się na nim srodze. Mimo, że wszyscy wielbili kościelnego i że ponadto ocalił jego krowy, mały organista nie odczuł wcale podziwu, ni wdzięczności, nie rozwarł ramion i nie powitał zwycięzcy, jako bohatera i szwagra.
Namarszczył się major, zaczął tupać rozwścieczony taką nikczemnością i zaczął tłumaczyć małemu człowiekowi, o ciasnem sercu, doniosłość czynu. Ale słowa utykały mu w ustach, z gniewu, że nadaremnie zrzekł się zaszczytu ubicia niedźwiedzia. Pojąć nie mógł, by człowiek, który dokonał takiego bohaterstwa, nie zasługiwał na najdumniejszą oblubienicę świata.
Kościelny, oraz paru parobczaków poszli po nóż i zaczęli go ostrzyć, w celu doraźnego zdjęcia skóry ze zwierza, inni wrócili do łóżek, a major został, by dopilnować sprawy.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/104
Ta strona została przepisana.