Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/108

Ta strona została przepisana.

gwiazdy, tej nocy sił ci zbrakło. Leżałoś martwe, gdy śpiewała hymmny miłości, gdy biegła do Sjö po majora i gdy ujrzała czerwień łuny nad czubami topol.
Potężne ptaki, orły namiętności, spadły ci na kark, wbiły szpony i cisnęły cię, duchu lodowaty, w nieznaną dal. Legł martwy i rozbity. A dumne ptaki poleciały dalej szlakiem, którego obliczyć i wyśledzić nikt nie zdoła. Ale niebawem dźwignął się duch samokrytyki z odmętu i wrócił na dawne leże w duszy Marjanny.
Przez cały luty leżała w Ekeby chora, zaraziwszy się ospą w Sjö. Wyczerpaną, przeziębłą napadło i zwyciężyło łatwo owo straszne choróbsko, ale pod koniec miesiąca zaczęło jej wracać zdrowie. Słaba była i oszpecona, tak że nikt jej już piękną Marjanną nie mógł nazwać.
Sama jednak tylko Marjanna i pielęgniarka jej wiedziały o tej stracie, która miała okryć żałobą całą Wermlandję, jakby szło o najcenniejszy skarb kraju. Nie wiedzieli o tem kawalerowie, nie dopuszczani, oczywiście do chorej na ospę.
Kiedyż atoli silniejszą jest samokrytyka, jak nie w czasie powolnego wracania do zdrowia? Siedzi wytrwale, wytrzeszcza lodowate ślepia i rusza palcami, skupiąc wszystko, a jeśli się lepiej przypatrzeć, to przeziera przez tę stworę bladą druga, przez drugą trzecia i dużo innych, a wszystkie drwiąco śmieją się ze siebie wzajem i z całego świata.
Marjanna leżała, patrząc na siebie tem mnóstwem lodowatych, tępych oczu, a wszystkie dawne uczucia zamarły w niej.
Leżała, grając rolę chorej, nieszczęśliwej, zakochanej i rolę mścicielki. Była tem wszystkiem, a wszystko to było rolą.
Spojrzenie lodowatych oczu zmieniało wszystko w rolę. Czuwały nad nią, wiedząc że nad niemi czuwają drugie... trzecie i tak dalej, w nieskończoność.
Zapadło w sen czarodziejski, wszystko. Przez jedną jeno noc zdolna była nienawidzieć płomiennie i oddać się miłości — nie dłużej. Teraz nie wiedziała nawet, czy kocha Göstę. Pragnęła go zobaczyć z ciekawości, czy też on sprawi, by zapomniała samej siebie.