On jednak czekał uśmiechnięty. Nie czuła doń nienawiści, ni miłości, tylko głos wnętrzny ostrzegał ją przed popadnięciem w jego moc na nowo. Chciała też dotrzymać słowa Göście.
Gdybyż choć zasnął, zaniepokoił się, zdradził jakąś wątpliwość, czy podjechał w cień! Czekał atoli pełen radości, całkiem pewny wygranej, tak że działało to zaraźliwie. Wiedział, że postawi na swojem.
Marjannę rozbolała głowa i nerwy jej dokuczać zaczęły. Nie mogła zaznać spokoju, jak długo czekał. Wydało jej się, że wolą swoją ściąga ją ze schodów, na dół.
Postanowiła rozmówić się z nim przynajmniej.
Kazała podnieść story i legła tak, by światło padało prosto na twarz. Był to rodzaj próby. Ale dnia tego, Melchior Sinclaire był dziwnym wprost człowiekiem.
Zobaczywszy córkę, nie drgnął, nie wydał okrzyku, jakby nie dostrzegł w niej najmniejszy zmiany. Wiedziała, jak dumny był z jej piękności, a mimoto nie przejawił w niczem rozczarowania. Zapanował nad sobą, by jej nie zasmucić. To ją wzruszyło do głębi i zrozumiała, czemu matka kochała, mimo wszystko, tego człowieka.
Nie zdradził śladu powątpiewania. Nie rzekł słowa wyrzutu, ni usprawiedliwienia.
— Okryję cię wilczurą, Marjanno! — powiedział. — Ciepła jest, bo leżała przez cały czas na mych kolanach.
Mimoto podszedł do kominka i ogrzał futro. Potem pomógł jej wstać, okrył, zarzucił na głowę szal i skrzyżowawszy go na piersiach, związał z tyłu końce.
Poddawała się bez oporu, czując, jak miło dać się pielęgnować i ochraniać. Jakże to wygodnie, nie chcieć czegoś samej. Dogadzało to jej, zwłaszcza jako chorej, nie posiadającej jednego własnego uczucia, ni własnej myśli.
Zamknąwszy oczy, westchnęła, potrosze w poczuciu ulgi, a także smutku. Brała rozbrat z życiem rzeczywistem. Ale mogło jej to być obojętne, bo przecież nie umiała żyć, jeno grać komedję.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
W kilka dni później postarała się matka, by Marjanna mogła pomówić z Göstą. Wysłała posłańca do Ekeby pod nieobecność męża i wprowadziła go do pokoju córki.