— I ja cię już nie kocham! — odpowiedział. — Musisz przystać na deptanie swego serca, skoro deptałaś po sercach innych.
— Gösto! Nie kochałam nikogo, prócz ciebie! Przebacz i nie opuszczaj mnie! Jesteś jedynym człowiekiem, który może ocalić mnie od samej siebie!
Odsunął ją porywczo.
— Mijasz się z prawdą! — rzekł z lodowatym spokojem. — Nie wiem czego odemnie chcesz, ale czuję, że kłamiesz! Czemużto usiłujesz mnie przytrzymać? Jesteś tak bogata, że ci nigdy nie zbraknie konkurentów.
Rzekłszy to, wyszedł.
Ledwie zapadły drzwi, serce Marjanny zapałało tęsknotą oraz bolem wielkim i dostojnym.
Miłość, dziecię jej serca, wypełzła z zakamarków duszy, gdzie tkwiła obezwładniona lodowatemi oczyma. Teraz wyszła na jaw, z tęsknotą oczekiwana, teraz, kiedy było zapóźno. Poważna była, prawdziwa, potężna, a ból i żałość dźwigały jej płaszcz królewski.
Uświadomiwszy sobie, że Gösta opuścił ją naprawdę, uczuła Marjanna ból wprost fizyczny, atak gwałtowny, że ją niemal oszołomił. Przycisnęła rękami serce i siedziała długo bez ruchu, walcząc z bólem i nie płacząc wcale.
Cierpiała teraz nie aktorka, ale ona sama.
Czemuż ojciec ją zabrał, skoro miłość jej nie zmarła, tylko skutkiem choroby utraciła swą moc.
Boże! Boże! czemuż go utraciła! Czemuż ocknęła się po niewczasie!
Był jedynym władcą jej serca i od niego wszystko znieść była gotowa. Okrucieństwo i gniewne słowa czyniły jeno pokorniejszą jej miłość. Gdyby ją bił, całowałaby mu ręce, wijąc się jak pies.
Nie wiedziała co począć, by doznać ulgi w straszliwem cierpieniu.
Chwyciła pióro i zaczęła pisać gorączkowo. Zrazu pisała o miłości i jej utracie, potem błagała, by ją wrócił, lub choćby zlitował się. Stworzyła coś w rodzaju wiersza.
Skończywszy pomyślała, że gdyby to przeczytał, uwierzyłby, że go kocha. Czemużby tedy nie posłać? Postanowiła to uczynić nazajutrz, pewna, że go skłoni do powrotu.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/124
Ta strona została przepisana.