Starsze panie spoglądały na młodą kobietę z pewnem zatroskaniem, wspominając hrabinę Martę. Przybywszy do Borgu była równie wesoła, dobra i lubiana, później jednak stała się próżną i żądną zabawy kokietką, która rozrywki przenosiła nad wszystko.
— Szkoda, że nie ma męża, któryby ją zasadził do pracy! — mówiły między sobą.
— Szkoda, że nie umie władać warsztatem tkackim. Jest to wielka pociecha w różnych troskach i praca absorbująca całą myśl uratowała już niejedną kobietę.
Młoda hrabina radaby też była zostać dzielną gospodynią. Uznawała, że powinna być szczęśliwą małżonką i zawiadywać sprawnie domem. W towarzystwie trzymała się też chętnie starszych.
— Henryk chce, bym się wyrobiła na zapobiegliwą panią domu, — mawiała — jaką była jego matka. Nauczciesz mnie tedy tkactwa!
Starsze panie westchnęły dwukrotnie na te słowa. Po pierwsze, jakże mógł Henryk mówić, że matka jego była dzielną panią domu, a powtóre, jakże trudno wtajemniczyć to nieświadome dziecko, w tak zawiłą sztukę! Już same techniczne nazwy różnych części warsztatu wywołują zawrót głowy, a cóż dopiero, gdy się zacznie mówić o „sieraczku“, „samodziale“ i „„drelichu“.
Dziwuje się każdy, kto ujrzy hrabinę, że mogła poślubić głupiego hrabiego Henryka.
Straszna bieda głupiemu, w każdej okoliczności i miejseu, ale najbardziej doskwiera każdemu głupota w Wermlandji.
Mimo, że mu dopiero minęło dwadzieścia lat, mnóstwo historyjek krąży o głupocie hrabiego Henryka. Powtarz na przykład jego rozmowę z Anną Stjärnhök, podczas jazdy sankami.
— Jesteś piękna, Anno! — powiedział.
— To głupstwo, Henryku!
— Jesteś najpiękniejszą w całej Wermlandji!
— Wcale nie!
— Jesteś w każdym razie najpiękniejszą w tych sankach! Nie zaprzeczysz chyba?
W istocie zaprzeczyć nie mogła, gdyż hr. Henryk był równie brzydki, jak głupi. Powiadano, że głowa jego
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/129
Ta strona została przepisana.