Oszaleli z trwogi strażnicy pobiegli, nie badając czy porwano majorową, czy kogoś innego.
Mieli szczęście, znaleźli miejsce w jednych sankach i ujechali dobry kawał, zanim się spostrzegli kogo ścigają.
Tymczasem Bergh i kum Kristoffer poszli najspokojniej do drzwi więzienia, oderwali zamek i wypuścili majorową.
Wyszła. Oni zaś stali po obu stronach drzwi jak słupy, nie patrząc na nią.
— Czekają zaprzężone sanki! — powiedzieli.
Podeszła, siadła i odjechała, nie ścigana przez nikogo. Nikt też nie wiedział dokąd zamierza.
Don Juan wpadł ze wzgórza brobijskiego na lód Löffenu i pędził w cwał, a lodowaty podmuch wiatru ciął i rumienił policzki jadących. Brzęczały janczary. Lśniły gwiazdy. Sino-biały śnieg migotał przedziwnie.
Góstę ogarnął nastrój poetycki.
— Takie to już jest życie, mój Baerencreutzu! — powiedział. — Podobnie jak Don Juan z tą damą, ucieka też czas z ludźmi. Ty jesteś gorzka konieczność, która kieruje pojazdem. Ja jestem pożądaniem, które więzi wolę i ściąga ją bezwładem, coraz to niżej i niżej.
— Nie gadaj tyle! — ryknął Baerencreutz. — Już nam włażą na pięty!
Rzekłszy to, śmignął Don Juana, a koń pomknął jak szalony.
— Tam wilki, a tu zdobycz! — zawołał Gösta. — Don Juanie, drogi przyjacielu, wyobraź sobie, że jesteś młodym łosiem.Pędź przez gęstwę, bródź po bagniskach, skacz w wodę z urwiska, przepływaj jezioro z dumnie podniesioną głową i uchodź do zbawczej ciemni jodłowego lasu. Don Juanie, stary łowco kobiet, pędź jak młody łoś.
Dzikie serce Gösty aż skakało wśród tej błyskawicznej jazdy, a krzyk pościgu był mu pieśnią triumfu. Nie posiadał się z uciechy widząc, że hrabina drży ze strachu, aż jej zęby kłapią.
Nagle puścił ją, wstał i krzyknął, powiewając czapką:
— Jam jest Gösta Berling! Pan tysięcy pocałunków i trzynastu tysięcy listów miłosnych! Hurra! Niech żyje Gösta Berling. Łapaj, trzymaj, kto zdoła!
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/139
Ta strona została przepisana.