Strzeż się wkraczać na piękny przylądek, u wschodnich brzegów Löffenu, oblanego łagodnemi falami zatoki, gdzie stoi dumny pałac w Borg.
Znikąd nie wydaje się jezioro piękniejszem, jak z samego cypla tego przylądku. Nigdzie nie jest tak wspaniałe o wschodzie, kiedy się z mgieł wynurza, lub o zachodzie, gdy na nie patrzeć z okna małego gabinetu, kędy tyle wspomnień żyje.
— Nie chodź tam!
A mimoto powtarzam:
Może ogarnie cię ochota pozostania w tych smutkiem przepojonych komnatach, może zakupisz tę posiadłość i zamieszkasz tu młody i szczęśliwy z nowozaślubioną żoną. i
Nie... nie... lepiej nie oglądać pięknego przylądka, gdyż w Borgu szczęście nie zwykło mieszkać. Wiedz, że choćbyś przybył bogaty i szczęśliwy, to niebawem i twoje łzy poleją się na przesiąkłą łzami podłogę, a ściany, które odbiły echo tylu już westchnień i okrzyków skargi, rozebrzmią twoim żalem.
Smutne przeznaczenie ciąży na tym pałacu. Zda się leży tam pochowane nieszczęście, nie mogące znaleźć spokoju w grobie, które wstaje ciągle straszyć żywych. Gdybym była właścicielką Borgu, kazałabym rozkopać kamienisty grunt lasu jodłowego, piwnice i czarną ziemię w polu, by znaleźć objedzony przez robaki szkielet czarownicy i złożyć go w poświęconej ziemi cmentarza svartsjoeńskiego. Nie żałowałabym też na pogrzeb, ni obfitych datków dzwonnikom, proboszczowi i kościelnemu za długie dzwonienie z wielką energją w ukołysaniu jej na sen wieczny.