Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/157

Ta strona została przepisana.

Gdyby to nie pomogło, podpaliłabym poprostu ściany, by nikt już nie uległ pokusie zamieszkania w przybytku niedoli, a jeno sroki dostałyby pozwolenie uwicia nowych gniazd na zczerniałem pogorzelisku.
Przygnębiłby mnie jeszcze widok pożaru, w syku, dymie i skrach usłyszałabym pewnie skargi bezdomnych teraz wspomnień, zaś w niebieskich płomykach na szczytach, dostrzegłabym zapewne wypędzone duchy domowe. Patrząc na to niweczące nieszczęście, zapłakałabym nawet może, jakbym miała przed oczyma świątynię starych bogów, wydaną na pastwę płomieni.
Ale na cóż prorokować, gdy ono jeszcze nie nadeszło i kruk złowieszczy nie może iść w zawody z puszczykami lasu. Stoi jeszcze pałac borski, oblany marcowem słońcem, na cyplu przylądka pod ochroną potężnych jodeł parku i rysuje się ostro na bieli pól. Z wnętrza zaś dolata wesoły śmiech młodej hrabiny Elżbiety.
Co niedzieli udaje się ona do svartsjoeńskiego kościoła, a po nabożeństwie zaprasza do pałacu kilka osób, najczęściej zaś naczelnika z Munkerudu, jego żonę, rodzinę kapitana z Bergi, kapelana i złego Sintrama.
Gösta Berling przybywa także pieszo przez lód do Svartsjö i również otrzymuje zaproszenie do Borgu. Czemużby go nie miała zaprosić?
Nie wiedziała wcale, że plotkarki zaczęły już szeptać o tych częstych wizytach Gösty na wschodnim brzegu jeziora. Czynił to w celu zobaczenia hrabiny, a może także, by popić z Sintramem, ale o tym ostatnim już mniej plotkowano. Wszyscy wiedzieli, że ma ciało z żelaza, natomiast serce zgoła inne i nie może patrzeć na jasne włosy kobiece, zwite wokoł jasnego czoła i w błyszczące oczy, nie zakochawszy się zaraz.
Hrabina jest mu życzliwą i nic w tem dziwnego, gdyż okazuje to wszystkim. Zbiera w pałacu obtargane żebrzące dzieci, ile razy zaś napotka starca idącego pieszo, zatrzymuje się i bierze go do sanek.
Gösta przesiaduje chętnie w błękitnym gabineciku, skąd tak uroczy ściele się widok ku północy po jeziorze i czytuje jej poezje. Cóż w tem złego? Nie zapomina przecież, że ona jest hrabiną, on zaś biednym, bezdomnym awanturnikiem, czci ją i poważa: jak przystało wobec