istoty wyższej, niedosiężnej. Równie dobrze mógłby chcieć zakochać się w królowie Sabie, której wizerunek zdobi ambonę svartjoeńskiego kościoła.
Pragnął jeno mieć sposobność służenia jej jako paź przypinać łyżwy do nóg, trzymać motek nici i kierować sankami. Mowy między nimi o miłości być nie mogło, ale Gösta rozkoszował się właśnie takiem niewinnem, romantycznem marzeniem.
Hrabia był to człowiek cichy, spokojny, a Gösta żywy i ochoczy i to pociągało hrabinę. Kto na nią spoglądał, nie mógł przypuszczać, by kryła w sercu niedozwoloną miłość. Oddana jeno była tańcom, weselu i chciała usunąć z ziemi wszelkie przeszkody, góry, skały, rzeki, morza, uczynić ją gładką, jak posadzka balowej sali, by móc hasać po całej powierzchni, w cienkich, jedwabnych trzewiczkach. Od kołyski, aż do grobu.
Ale plotka nie szczędzi młodych kobiet.
Po obiedzie w hrabskim pałacu panowie udawali się do gabinetu hrabiego, na drzemkę lub fajki, zaś starsze damy zapadały w miękkie fotele salonu i składały czcigodne głowy na wysokich oparciach. Zaś hrabina i Anna Stjärnhök toczyły w błękitnym gabinecie nieskończone rozmowy poufne.
Siedziały tu obie również onej niedzieli, kiedy to Anna Stjärnhök
przywiozła do Bergi Ulrykę Dillner.
Nie było na całym świecie nieszczęśliwszej dziewczyny. Znikła cała jej wesołość, oraz powabny opór, stawiany wszystkim, w każdej okoliczności, gdy ktoś sobie za wiele pozwalał.
Zapadło w półcień nieświadomości wszystko co się jej przydarzyło w powrotnej drodze do domu, pozostawiając jedno chyba wrażenie, trujące duszę.
Tak, trucizną była ta myśl.
— A jeśli to nie Bóg uczynił! — szeptała do siebie raz poraz. — A jeśli nie on właśnie posłał wilki?
Pragnęła znaku i cudu, spoglądała po niebie i ziemi, ale z żadnej chmury nie sterczał palec, by jej wskazać drogę. Nie kroczył przed nią ani słup mgły, anisłup ognia.
Siedząc w błękitnym gabinecie przed hrabiną, zauważyła mały pęczek niebieskich zawilców, który hrabina trzymała w ręku.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/158
Ta strona została przepisana.