Pewnego zimnego dnia, w grudniu, wspinał się żebrak z mozołem na wzgórek brobijski. Odziany był w nędzne łachmany, a przez dziurawe trzewiki wciskał mu się śnieg do nóg.
Jezioro Löff w Wermlandji jest to wąski pas wody, w kilku miejscach zacieśniony w sund. Sięga od strony północnej aż do lasów fińskich, zaś od południa do jeziora Wener. Na brzegu leży kilka parafij, przedewszystkiem zaś gmina broeńska, największa i najbogatsza z wszystkich Zajmuje ona znaczną część wschodniego i zachodniego wybrzeża, gdzie to właśnie mieszczą się najrozleglejsze posiadłości, jak dobra rycerskie Ekeby i Björne, słynne bogactwem i pięknością, oraz Broby, najznaczniejsze miasteczko, z gospodą, hotelem, domem obrad, urzędem okręgowym, plebanją i placem targowym.
Broby położone jest na stoku wzgórza.
Żebrak minął gospody na dole stojące i maszerował z trudem w górę, ku plebanji na samym szczycie.
Przed nim szła mała dziewczynka, ciągnąc na sznurze sanki, obładowane workiem mąki.
Żebrak doścignął dziewczynkę i wszczął rozmowę.
— Za mały to konik na taki ciężar! — powiedział.
Dziewczynka obróciła się i spojrzała nań. Małego wzrostu, miała około dwunastu lat, badawcze, bystre oczy i zaciśnięte usta.
— Dałby Bóg, by konik był jeszcze mniejszy, a ciężar jeszcze większy, bo starczyłoby na dłużej! — odparła.
— Czy może wieziesz własne pożywienie?
— Tak, niestety. Chociaż mała, sama muszę dbać o swą żywność.