Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/17

Ta strona została przepisana.

Żebrak jął popychać sanki z tyłu, a dziewczynka obróciła się i rzekła:
— Nie myśl, że co za to dostaniesz.
Żebrak roześmiał się w głos.
— Jesteś pewnie córką proboszcza z Broby! Zaraz to widać...
— Tak, jestem jego córką. Niejedno dziecko ma ojca biedniejszego, ale żadne chyba gorszego. To szczera prawda, choć wstyd dziecku tak mówić.
— Zapewne skąpy i zły?
— Tak, skąpy, a ponadto zły! Ale córka jego, o ile pożyje, będzie, jak powiadają, jeszcze gorsza.
— Może to i prawda. Radbym wiedzieć, skąd wzięłaś ten worek mąki.
— Mogę ci powiedzieć, gdyż nic mi na tajemnicy nie zależy. Zabrałam ojcu ze śpichrza zboże dziś rano i zawiozłam do młyna.
— Zobaczy niezawodnie, gdy się z tem zjawisz w domu.
— O, jakiś ty naiwny. Ojciec pojechał w sprawach urzędowych.
— Ktoś jedzie za nami pod górę. Słychać skrzyp śniegu pod płozami sań. Może to on?
Dziewczynka jęła nadsłuchiwać i patrzyć bacznie, potem wybuchnęła płaczem:
— To ojciec, tak ojciec! — wołała. Zabije mnie na śmierć!
— Dobra i szybka rada więcej warta w tej chwili, niż złoto i srebro! — zauważył żebrak.
— Wiesz co, — rzekła dziewczynka — możesz mi dopomóc. Przepasz się sznurem przez plecy i ciągnij sanki, a ojciec pomyśli, że mąka jest twoja.
— Cóż z tem pocznę? — spytał, zarzucając sznur na ramię.
— Idź, gdzie chcesz, ale o zmroku wróć na plebanję. Będę cię wyglądała.
— Ano, spróbuję.
— Bóg cię skarze, jeśli nie wrócisz! — zawołała i pobiegła co sił, by dobiec przed przybyciem ojca.
Opuszczony żebrak zawrócił sanki i zawlókł je na dół, do gospody. Biedak marzył sobie, chodząc po śniegu bosemi nogami. Marzył o wielkich lasach powyż löfeńskiego jeziora, o nieprzejrzanych borach fińskich.