Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/176

Ta strona została przepisana.

piersi, w ręku zaś niosła pęk róż miesięcznych rozkwitłych tego roku w doniczkach matki.
Stanąwszy przed młodzieńcem zaczęła brzękać i zanuciła:

Odjeżdżasz od nas, bywaj zdrów!

Lecz wróć niedługo, wróćże znów
Pamiętaj żeś nam miłym był,

Że cię kochamy z całych sił...

Potem zatknęła mu na piersiach bukiet pocałowała, w same usta i uciekła coprędzej po schodach. Tak uczyniła biedna, stara panna!
Zemściła się na niej miłość, czyniąc pośmiewiskiem, ale mamzel Marja nie urągała jej odtąd nigdy, nie porzuciła gitary i podlewała starannie matczyne doniczki róż.
— Lepiej smucić się i kochać, — mawiała — niż żyć bez miłości w weselu.
Tymczasem czas płynął, majorową wygnano z Ekeby, kawalerowie objęli ster spraw, a wkońcu, jak opowiedziałem, Gösta Berling odczytał hrabinie Elżbiecie pewien poemat i został wygnany z Borgu.
Podobno wychodzące Gösta zobaczył u drzwi kilkoro sanek zajeżdżających właśnie. W pierwszych siedziała małego wzrostu dama, a widok jej doczernił mu jeszcze tę czarną godzinę życia. Szybko odszedł, by go nie poznała, ale uniósł przeczucie jakiegoś nieszczęścia. Czyżby to rozmowa z hrabiną Elżbietą wyczarowała przybyłą? Nieszczęścia chadzają zwykle w parze.
Zbiegła się służba, zaczęto odpinać futrzane pokrowce i skórzane opony. Przybyła w istocie Marta Dohna, słynąca w okolicy szeroko.
Była to najweselsza i najlekkomyślniejsza pod słońcem kobieta. Światowość uczyniła ją królową i osadziła na tronie uciechy. Poddanymi jej były zabawy wszelakie i żarciki. Grę, tany i przygody otrzymała losem życia, a chociaż dosięgała pięćdziesiątki, nie liczyła lat. Mawiała, że ten jest stary, kto nie może się już śmiać i tańczyć. Nie czuła brzemienia lat.
Przez całą jej młodość, radość nie całkiem pewnie siedziała na tronie, ale owo chwianie się czyniło życie jej Królewskiej Mości tem zabawniejszem jeszcze.