Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/184

Ta strona została przepisana.

— Otóż tak złą jestem, spojrz pan! — kończy. — Tu wiszą owe firanki, za pokutę dla mnie. Szkaradna robota siatkowa! Pokuta moja nie ma granic!
Wielki wojownik, kum Kristoffer patrzy na nią błyszczącemi oczyma.
— Ja także jestem biedny i stary! — powiada. — Ja także przez lat dziesięć siedziałem pod piecem i tęskniłem za ukochaną. Czy jaśnie pani i z tego także raczy drwić?
— O nie! To całkiem inna sprawa! — odpowiada hrabina.
— Bóg mi zabrał szczęście i ojczyznę i musiałem jeść chleb obcych ludzi! — rzekł kum Kristoffer poważnym głosem. — Nauczyłem się szanować biedę.
— Pan także? — zawołała hrabina, podnosząc ręce. — O, jakże cnotliwi są dziś ludzie. Boże drogi, jakże cnotliwymi stali się wszyscy!
— To prawda! — rzekł kum Kristoffer. — Proszę zapamiętać me słowa. Jeśliby mi Bóg powrócił władzę i bogactwo, uczynię zeń lepszy użytek, niżbym miał je dzielić z damą światową, z osobą umalowaną, a bez serca, która urąga nędzy.
— Zupełną ma pan rację, kumie Kristofferze! — przyznała.
Potem wstał i odjechał do Ekeby. Ale nie leciały już za nim duchy, ni wołanie drozda i nie widział już wiosny roześmianej.
Przybył do Ekeby w tejże właśnie chwili, kiedy oddawano strzały wielkanocne i palono „czarownicę“. Tak zwana czarownica wielkanocna, to wielka, słomiana kukła, z głową szmacianą i rysami twarzy nakreślonemi węglem. Ubrana w łachmany biednej komornicy, ma przy boku długie cęgi od ognia i miotłę, zaś na szyi róg z maścią. Była właśnie gotowa jechać na Bläkullę[1].

Major Fuchs raz po razu nabijał strzelbę i palił w powietrze. Potem zbudowano wielki stos chrustu, rzucono nań czarownicę i spalono. Kawalerowie czynili wszystko co mogli, by starym obyczajem zniweczyć siłę złego ducha.

  1. Róg z maścią czarodziejską, jest to jeden z przyborów czarownie podczas jazdy na Bläkullę, czyli szwedzką Łysą Górę.