Uciążliwe są drogi, któremi musi tu na ziemi wędrować człowiek, pustynne są, wiodą przez bagna i góry.
Wyklęty iść musi drogą wyklętych, drogą gniewu, troski i nieszczęścia. Upada i ginie, nie zwracając niczyjej uwagi, nikt mu nie poda dłoni, ni rzeźwiącego napoju, a kwiaciareczki i królewny nie sypią kwiatów na twardą ścieżkę, którą stąpa.
Młoda, dobra hrabina z Borgu nie przeszkadzała wcale zamysłom Gösta Berlinga, pamiętna swej dobrej sławy, gniewu męża i nienawiści teściowej.
Modliła się zań tylko podczas długich nabożeństw w svartsjoeńskim kościele, płakiwała nad nim i troskała się, ale nie mogła mu sypać kwiatów na ścieżkę wyklętego, podać kropli wody rzeźwiącej, ni wstrzymać dotknięciem nad brzegiem przepaści.
Gösta nie stroił swej wybranej w jedwabie i klejnoty, ale pozwalał jej wędrować z miotłami od dworu do dworu i chciał ogłosić zaręczyny dopiero wobec znakomitych panów i dam całej okolicy, podczas wielkiej uczty w Ekeby. Miał ją wówczas przyprowadzić z kuchni, gdzie spoczywała po wędrówce brudną, okrytą kurzem, obdartą może, rozczochraną, z obłędnem spojrzeniem i słowami nieprzytomnemi na ustach. Chciał spytać gości, czy stosowną obrał sobie narzeczoną i czy nie może szalony proboszcz być dumnym z tak pięknej oblubienicy, o rozmarzonych oczach. Miał zamiar zataić to przed wszystkimi, ale wieść doszła do hrabiny Elżbiety.
Cóż mogła jednak na to poradzić? Nadszedł dzień zaręczyn, a już zmierzchało. Hrabina stała w błękitnym gabinecie, spoglądając ku północy i mimo łez w oczach, oraz mgły wydawało jej się, że widzi Ekeby. Dostrzegała wyraźnie wielki, trzypiętrowy dom z rzędami oświetlanych okien, wyobraziła sobie, jak nalewają szampana, brzmią toasty, a Gösta Berling ogłasza swe zaręczyny z miotlarką.
Czyż zawróciłby z drogi parjasów, gdyby dotknęła jego ramienia i spojrzała życzliwie? Jedno słowo z jej ust pchnęło go do czynu rozpaczy — czyż drugie mogłoby go powstrzymać.?
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/187
Ta strona została przepisana.