Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/189

Ta strona została przepisana.

mykała lekko po roztopach, ślizgała się, pełzła. Ciężka to była podróż i płakała nieraz gorzko. Zmokła i wyczerpała siły, a samotność, ciemń i pustka obciężyły jej myśli. Tuż pod Ekeby musiała brnąć ku brzegowi w głębokiej na stopę wodzie, a wyszedłszy na brzeg nie miała odwagi uczynić cokolwiek. Siadła na kamieniu i zaczęła płakać ze znużenia, bezradności.
Strasznemi drogami kroczą ludzie, a małe kwieciarki padają często obok swego koszyka, właśnie w chwili, kiedy dotarły do tych, którym ścieżkę kwiatami usłać miały.
Młoda, wytworna dama była bohaterką poprostu czarującą. Nie przebyła atoli drogi takiej w ojczyźnie swojej. Cóż tedy dziwnego, że siadła teraz na brzegu niesamowitego, strasznego jeziora, znużona i nieszczęśliwa i jęła myśleć o czarowanych w kwiecie przybranych ścieżkach południowej krainy, gdzie na świat przyszła.
Północ, czy południe, to nie stanowiło w tej chwili różnicy. Stojąc na rozstaju życia, nie płakała z tęsknoty za ojczyzną. Młoda kwiaciarka, bohaterka znużona, płakała dlatego, że nie czuła sił, by dotrzeć do tego, któremu drogę mu usiać kwiatami, płakała, sądząc, że przybyła za późno.
Nagle wybrzeżem przebiegło kilku ludzi, nie widząc jej, zaś ona posłyszała jak jeden zawołał:
— Jeśli tama padnie, kuźnia stracona.
— I młyn i warsztaty i domy wokoło kuźni! — dodał inny.
Ożywiona świeżem męstwem rusza za nimi.

Młyn i kuźnia ekebijska stały na wąskim przylądku, oblanym potokiem björksenskim. Spadał on, pieniąc się w gwałtownych skokach na przylądek, tak że musiano tu zbudować potężną, łamiącą prądy tamę, dla ochrony uprawnych pól. Ale tama była stara, nadbutwiała, a w Ekeby rządzili kawalerowie. Tańczyli, radowali się, a żadnemu nie przyszło do głowy popatrzeć, jakie spustoszenia poczynił mróz i ząb czasu w starej, kamiennej tamie.
Tymczasem przyszła wiosna i tama zaczęła drżeć w posadach.