Biada wam teraz buntownicze fale! Oto godzina walki prawdziwej. Gösta pobiegł nad wodospad, rozpierzchła gromada dostała wodza, obrońca stanął na murze i zaczyna się bój okropny.
Słuchajcie, jak Gösta jął wołać na tłum, jak rozkazywał i rozdzielał czynności.
— Światła! Przedewszystkiem światła nam trzeba. Rogowa latarka młynarza nie wystarczy. Zbierajcież suche gałęzie, znoście je na wzgórze i rozpalcie ognisko! To robota dla kobiet i dzieci. Prędko! Prędko! Ognisko niech zapłonie ogromne! Da ono znać ludziom daleko i przyjdą na pomoc. Baczcież by nie zagasło. Znoście słomę, susz i gałęzie, niech płomienie biją wysoko...
A tu oto robota dla mężczyzn! Trzeba drzewa i belek na zbudowanie tamy ratunkowej. Musimy ją wsunąć przed mur kamienny. Prędko, prędko do dzieła! Budujcie mocno. Miejcie w pogotowiu głazy i wory z piaskiem, by spuścić na dół rusztowanie. Niech walą siekiery, młoty, niech się wżerają świdry w mocne, zdrowe belki, niech skrzypią piły!
Gdzież chłopcy? Sam tu drapichrusty! Brać żerdzie, osęki i dalejże do dzieła! Na tamę! To nic, że was opryskają fale! Odpór atakom, które łamią mur. Na bok odsuwać pniaki i kry lodowe, jeśli niema innej rady, kładźcie się i trzymajcie rękami kamienie. Obejmujcie je w stalowym uścisku! Bębny, nicponie, urwipołcie, draby do walki! Dalejże wszyscy na mur! Musimy walczyć o każdą piędź ziemi!
Gösta stał na krawędzi tamy, opryskiwany ciągle pianą, a mur kamienny chwiał mu się pod nogami. Ryczały fale, ale dzikie serce jego rozkoszowało się niebezpieczeństwem, grozą i walką. Śmiał się, rzuca chłopcom dowcipy. Zaprawdę, nie przeżył weselszej nocy.
Dzieło ratunku postępowało raźnie, wysoko w niebo biły płomienie ogniska, tętniły siekiery, a tama trzymała się jeszcze.
Zbiegli się także inni kawalerowie i chmara gości, nadciągnęli z pobliża i zdala ludzie, a wszyscy pracowali podsycając ognisko, ciosali drzewo, napełniali wory piaskiem, spychali kry i fale z kamiennego muru.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/192
Ta strona została przepisana.