— Świeca dopaliła się! — powiedziała Elżbieta.
— Jeśli tak, to niech się teraz pali lichtarz! — odparła teściowa.
Poszły dalej, aż knot zagasł w popalonej dłoni Elżbiety.
Wazystko to były jednak drobiazgi. Hrabina Märta wymyślała tortury duszy, przewyższające znacznie mękę ciała. Zaprosiła gości i kazała Elżbiecie obsługiwać ich u własnego stołu.
Był to wielki dzień pokuty. Obcy ujrzeli jej poniżenie, przekonali się, że niema już prawa do miejsca u stołu męża.
Sądziła, że patrzyć na nią będą z zimną pogardą. Ale milczeli i byli zakłopotani wszyscy, zarówno mężczyźni, tak i kobiety.
Ona zaś kładła to wszystko na głowę swoją jak żarzące węgle. — Czyż zgrzeszyła aż tak bardzo? Czyż hańbi wszystkich swą obecnością? — spytała siebie.
Nagle przyszła pokusa. Anna Stjärnhök, dawna przyjaciółka i naczelnik z Munkerudu, siedzący obok niej, objęli ją, gdy do nich podeszła, odebrali półmisek, podsunęli krzesło i puścić nie chcieli.
— Usiądź przy nas, drogie dziecko! — rzekł naczelnik — nie uczyniłaś przecie nic zlego.
Wszyscy goście oświadczyli jednogłośnie, słysząc te, że opuszczą dom, jeśli Elżbieta nie usiądzie przy stole. Oburzali się na hrabinę Märtę i mówili, że wcale nie chcą tańczyć jak im zagra. Błaznami tak łatwo ich nie zrobi, jak głupiego syna!
— Drodzy przyjaciele, nie bądźcież tak miłosierni! — powiedziała. — Zmuszacie mnie przez to, bym sama głosiła grzech własny. Pokochałam grzesznie pewnego człowieka!
— Ależ dziecko! — odparli. — Nie wiesz nawet, co znaczy grzech i nie wiesz, jak jesteś niewinna. Gösta Berling nie wiedział zgoła o twej miłości. Zajmij przynależne ci w domu miejsce, nic bowiem złego nie uczyniłaś!
Podtrzymywali przez czas pewien jej odwagę i weselili się jak dzieci, a śmiech i żarty rozbrzmiały wokoło. Porywczy, łatwo popadający w rozczulenie ludzie byli
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/202
Ta strona została przepisana.