Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/206

Ta strona została przepisana.


ŻELAZO EKEBIJSKIE.

Nastała wiosna i całą Wermlandja wysyłać miała ze swych hamerni żelazo do Göteborgu.
W Ekeby nie było atoli żelaza. Jesienią przeszkadzała długotrwała susza, z wiosną zaczęło się panowanie rezydentów.
Za ich czasów po skalistych granitowych progach björksenskiego potoku nie spływała woda, ale mocne, gorzkie piwo, a Löffen napełniała wódka. Za ich czasów kuźnie nie przerabiały rudy, bo kowale stali rozebrani, w drewniakach przy ogniu i obracali na ogromnych rożnach pieczenie, zaś pomocnicy szpikowane kapłony trzymali w wielkich obcęgach nad ogniem. Za tych czasów tańczono po wszystkich wzgórzach, sypiano na tokarniach, a grano w karty na kowadłach. W czasach tych nie kuto żelaza w Ekeby.
Ale gdy wiosna nastała, zaczęto w kantorach göteborskich czekać na żelazo ekebijskie, dobyto kontrakty pozawierane z majorem i majorową, przyrzekające całe setki centnarów i dziwowano się wielce.
Cóż obchodzić mogły kawalerów kontrakty majorowej? Podtrzymywali oni nieustannie w toku uciechy wszelakie, muzykę na skrzypcach i biesiady i dbali o to, by tańczono po wszystkich wzgórzach.
Nadeszło żelazo z Stömne, nadeszło potem z Sölje, nadeszło też z Kymsbergu, drogą przez wrzosowisko i jezioro wenerskie. Z Uddeholmu i Munkeforsu wysłały żelazo wszystkie posiadłości, tylko żelaza z Ekeby nie było.
Czyżby Ekeby nie było już najważniejszą hutą Wermlandji? Czyż nikt nie czuwa nad sławą starej firmy? Nie! W Ekeby rządzą kawalerowie, dbający o to jeno,