— Pokażę ci coś przedziwnego, drogi bracie! — rzekł stary żartowniś, dobywając z szuflady dwa małe pilniki stalowe.
— Zgadnij, gdzie to znalazłem? — spytał z wielką powagą.
Gösta nie mógł odgadnąć naturalnie.
— Przypatrz się! — rzekł wyjmując z tej samej szuflady dużego, zdechłego szczura i pokazując, że miast zwykłych zębów przednich ma stalowe pilniki.
— Cóż powiesz, bracie na to? To przecież wielka niesprawiedliwość ze strony Pana Boga. Żeby taki szczur mógł jeść żelazo! Djabły jakieś, czy co? Zjadły wszystko żelazo, tak że nie zostało ni jednej sztaby. Wczoraj znalazłem magazyn pusty, tylko kilka wiorów i zdechły szczur. Ale te pilniki miał w paszczy, toteż zaraz zrozumiałem, co się stało. Może chcesz te pilniki? Bardzo ciekawe okazy.
Rzekłszy to, zwrócił się zatroskany do Gösty skulonego na krześle biurowem i gotowego śmiać się na wieść, że szczury zjadają żelazo, choć nieraz słyszał o tem po różnych hutach.
Gösta powrócił do Ekeby, hultaje pochylili głowy, w zawstydzeniu i smutku, patrząc na kilka centnarów posiadanego kruszcu. Wydało im się, że przyroda urąga, ziemia wzdycha, a trawa i kwiaty płaczą nad ruiną ekebijskiej sławy.
Na cóż wielu słów i zdziwienia. Żelazo z Ekeby jest!
Czeka u brzegu Klarelfu załadowane na galary, gotowe płynąć, iść na wagę w Karlsztadzie i żeglować szkutami wernernejskiemi do Góteborgu. Sława Ekeby uratowana!
Jakże to możliwe? Wszakże w Ekeby znalazło się ledwo kilka centnarów kruszcu, a po innych hutach nie było nic. Jakże tedy możliwe, by można spławić na wagę w Karlsztadzie takie niezmierne ilości żelaza? Spytać o to trzeba rezydentów.
Znajdowali się oni sami na pokładzie ciężkich, brzydkich statków i chcieli osobiście przewieźć żelazo, tak by go nie tknął żaden ze zwyczajnych przewoźników. Udali się na pokład, zabierając flaszki, kosze z zapasami, trąbki, skrzypce, strzelby, wędki i karty. Postanowili
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/209
Ta strona została przepisana.