Jak wiadomo, zdarzają się w życiu takie spotkania jak to, które nastąpiło teraz właśnie. Kto zdolny dziwić się, niechże się dziwi, że kawalerowie mieli promy u brzegu Klarelfu tegoż właśnie ranka, nazajutrz po nocnej ucieczce hrabiny Elżbiety. Dziwniejsze byłoby jednak chyba, gdyby młoda kobieta nie znalazła nigdzie pomocy. Zdarzyło się tak, że wędrując przez całą noc, doszła do przewozu właśnie w chwili, kiedy hultaje chcieli odbić od brzegu. Stojąc bez ruchu, patrzyli, jak rozmawia z przewoźnikiem, odwiązującym czółno. Była ubrana po wiejsku, więc nie wiedzieli, że to ona, mimoto wydała im się znaną. Właśnie w tej chwili chmura kurzawy stanęła na drodze, a wśród niej ukazała się żółta kolasa. Elżbieta odrazu zrozumiała, że to konie z Borgu. Więc ją znaleźli. Nie było już sposobu ujść niepostrzeżenie czółnem, a jedyną ucieczką stanowiły hultajskie galary. Toteż wskoczyła na pierwszy z brzegu, nie patrząc, kto się na nim znajduje. I dobrze się stało, gdyż inaczej wolałaby zginąć pod kopytami koni, jak szukać tu ocalenia.
Gdy była już na statku, zaczęła wołać:
— Skryjcie mnie! Skryjcie mnie!
Hultaje poprosili, by się uspokoiła, odbili szybko od brzegu, dążąc ku prądowi na Karlsztad, a w tejże chwili dojechała do przystani kolasa.
Siedzieli w niej hrabia Henryk i hrabina Märta. Hrabia pobiegł do przewoźnika, chcąc spytać, czy nie widział jego żony. Ponieważ jednak wstyd mu było powiedzieć, że zbiegła, rzekł tylko:
— Zgubiłem coś!
— Tak? — odparł chłopak.
— Powiadam, że mi coś zginęło! Czyście nie widzieli tu czegoś?
— O co jaśnie pan pyta?
— Mniejsza z tem! Coś mi zginęło. Hm, a czyście przewozili dziś kogo?
Oczywiście nie mógł dostać odpowiedzi, a hrabina Märta musiała się sama rozmówić z przewoźnikiem i w minutę później wiedziała o ucieczce zbiega na płynących zwolna galarach.
— Cóż to za ludzie znajdują się na galarach?
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/211
Ta strona została przepisana.