Ruszył ku niej, z takim trudem, jak gdyby każdy członek jego ciała stawiał opór woli i powiedział, że ją przewiezie na drugi brzeg.
Wstała natychmiast, on zaś zaniósł ją do czółna, przewiózł i wysadził na ląd, na wąską ścieżynę.
— Cóż z panią teraz będzie, hrabino? — powiedział.
Wskazała z powagą na niebo.
— Gdyby pani znalazła się w potrzebie...
Nie mógł dalej mówić, ale zrozumiała go.
— Doniosę panu, gdy będę potrzebowała pomocy.
— Radbym chronić panią przed wszelakim złem! — dodał po chwili.
Podała mu rękę na pożegnanie, on zaś nie był w stanie rzec słowa. Dłoń jej była zim na i wiotka.
Hrabina słuchała już tylko wnętrznego głosu, który jej nakazywał unikać ludzi. Nie uświadamiała sobie niemal, że kocha tego człowieka co stoi tu przed nią.
Odeszła, on powrócił do towarzyszy, gdy zaś stanął na galarze drżał ze znużenia, wyczerpania i bezsiły, jak by dokonał najcięższej w życiu pracy.
Przez kilka jeszcze dni trzymał się mocno, aż wreszcie honor Ekeby został uratowany. Dowiózł żelazo na wagę w Kannikenas, poczem na długi czas opadł z sił i radości życia.
Dopóki był na pokładzie, kawalerowie nie spostrzegli zmiany, gdyż trzymał nerwy na wodzy, był rzeźwy i beztroski, wszak szło o honor Ekeby. Jakżeby mogli podejmować ryzykowne to „dzieło“ z miną kwaśną, i bez wigoru w sercach?
Wieść niesie, że kawalerowie mieli na galarach znacznie więcej piasku, niż żelaza, że dostarczali ciągle ten sam ładunek na wagę, aż do pełnej ilości kilkuset centnarów, dalej, że kierownik wagi i jego ludzie zapijali i zajadali nieźle, korzystając z przywiezionych zapasów. Jeśli tak było, to każdy zrozumie, że wesoło musiało się dziać na galarach.
Któż zdoła sprawdzić to dziś? W każdym razie Gösta nie miał czasu na smutki, chociaż nie odczuwał radości z powodu przygody i niebezpieczeństwa. Dopiero na końcu padł złamany.
— O Ekeby, ziemio tęsknoty mojej! — powtarzał sobie. — Żyj dalej w sławie!
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/214
Ta strona została przepisana.