Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/218

Ta strona została przepisana.

Teraz wszystko rosło.
Niech Bóg błogosławi roślinom! Groch stał zuchwale i zadzierał głowę w górę z pośród grubych liścieni, a korzonki buraków drążyły w najlepsze ziemię. Wesołą zwłaszcza minę miała nać pietruszki, wychylająca się z pod ziemi, jakby grała z życiem w chowankę.
Gdzieniegdzie widniały grządki trochę krzywe, zasiane wszystkiem po troszeczkę. Zwyczajnie ogródki dziecięce.
Liliencrona wziął skrzypce pod brodę i zaczął grać. Ptaki skryte w wysokich krzakach, słoniących ogród od północy, zaśpiewały. Nie mogło milczeć żadne, obdarzone głosem stworzenie w ten piękny ranek. Smyczek grał sam.
Liliencrona chodził po ogrodzie, grając i rozmyślając:
— Nie, zaprawdę, niema na ziemi piękniejszego zakątka! Czemże jest Ekeby wobec Löfdali? Dom mój wprawdzie kryty jest sitowiem i ma jedno jeno pięterko. Stoi u skraju lasu, tuż pod górą. Niema tu nic nadzwyczajnego. Niema jeziora, wodospadu, łąk nadbrzeżnych, ni parku, ale jakże wszystko piękne! Dom to dobry, spokojny, gdzie żyć łatwo, bez nienawiści, goryczy, gdzie wszystko koi łagodność. Takim powinien być każdy dom,
Gospodyni spała w pokoju od ogrodu. Zbudzona nagle nie ruszyła się, uśmiechnięta i zasłuchana. Muzyka zbliżała się coraz to bardziej i grajek stanął pod jej oknem. Wiedziała, że mąż w ten sposób, zazwyczaj, przybywa po jakiemś większem wydarzeniu, czy dzikim figlu w Ekeby.
Stał oto, spowiadając się i prosząc o przebaczenie. Opowiadał o siłach, które go odciągnęły znowu od osób najdroższych, od niej i dzieci, chociaż kocha, naprawdę je kocha.
Wśród tego grania wstała i ubrała się, nie wiedząc dobrze, co czyni. Przepełniała ją muzyka.
— Nie wywabił mnie dostatek — grał — ni miłość dla innej kobiety, ani wreszcie żądza sławy, jeno zmienność życia, piękno jego, gorycz i bogactwo, które odczuwać muszę. Ale dość mam tego, jestem syty i wyczerpany. Nie opuszczę już domu. Przebacz i bądź wyrozumiałą!