Samo to opowiadanie, chociaż prawdziwe i stwierdzone przez setki żyjących dotąd starych ludzi, wyda się szaleństwem, jakkolwiek wszyscy wiedzą o tej legendzie.
Ptaki obsiadły balustradę terasy i cały dach pałacu, czekając na zjawienie się hrabiny. Pobudowały gniazda w parku i zostały tu na stałe, a nie sposób ich było odpędzić. Strzelanie pogorszało jeszcze sprawę, gdyż za
każdą, która padła, nadlatywało dziesięć nowych. Czasem wielkie stado ruszało na żer, ale zostawała liczna straż, a ile razy hrabina pokazała się, uchyliła story, lub spróbowała wyjść za próg, rzucała się na nią wrzeszcząca chmura i musiała uciekać do pokoju najodleglejszego.
Pędziła życie w sypialni, poza czerwoną salą i nieraz opowiadano mi, że owego czasu strasznego, pokój ten wyglądał nad wyraz smutnie. Ciężkie portjery wisiały u drzwi i okien, podłogę pokryto grubemi dywanami, ludzie chodzili cicho i mówili szeptem.
W sercu hrabiny zamieszkał blady strach, włosy jej osiwiały, twarz pokryły zmarszczki, w ciągu miesiąca stała się staruszką. Nie mogła się oprzeć tym czarom okrutnym. W nocy zrywała się z krzykiem ze snu, sądząc, że sroki ją napadają. Nie wpuszczała ludzi, pewna, że za każdym wchodzącym przyleci stado wrogów, siedziała wtedy zazwyczaj samotna, niema, zakrywając rękami oczy, kołysząc się w fotelu, chora, zrozpaczona i obezwładniona zaduchem, od czasu do czasu zrywając się z krzykiem i skargami.
Trudno o życie smutniejsze. Więc każdy litował się nad biedaczką.
Nie mam nic więcej do opowiadania o niej, a i to, com przytoczyła, dobre nie było. Mam niemal wyrzuty sumienia. Była dobroduszna i wesoła za młodu i dużom słyszała, nie zamieszczonych tu coprawda, arcyuciesznych historyjek.
Nie wiedziała jeno, że dusza wciąż łaknie. Zabawą i głupstwem żyć nie może. Jeśli zaś nie dostanie innego pożywienia, rozdziera, jak dzikie zwierzę zrazu innych, a potem samą siebie.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/224
Ta strona została przepisana.