Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/241

Ta strona została przepisana.

w kręgle. Choroba mu ogarnęła nerki i płuca, oddawna czuł, że dni życia policzone.
Niechże tedy rezydenci ekebijscy zachowają w pamięci zmarłego i nie zapomną go nigdy.
Teraz wzywał obowiązek. W domu czekała matka. Od siedemnastu lat czekała jego powrotu z Ekeby, aż i napisała, by wracał, a on chciał usłuchać. Wiedział, że będzie to dlań śmiercią, ale postanowił dopełnić obowiązku, jako dobry syn.
Jakaż szkoda uczt wesołych! Jakaż szkoda łąk i wodospadu! I tych bajek wesołków. I całego hultajstwa rezydentów! A skrzypki i waltornia? I żywot błogi w szczęsnej wesołości. Rozłąka z tem wszystkiem równała się śmierci.
Mistrz Juljo wyszedł do kuchni i pożegnał wszystkich domowników. Ogarnięty wzruszeniem, ucałował każdego z osobna, od klucznicy do żebraka w podwórzu, a dziewczęta służebne płakały nad smutnym losem wesołego, dobrego człowieka, który miał umierać.
Mistrz Juljo polecił wytoczyć z wozowni swój wózek i konia wyprowadzić ze stajni. Niewiadomo było, jak to przyjmie stara Kajsa po siedemnastoletnim odpoczynku przy pełnym żłobie, gdy jej przyjdzie dziś biec na łeb na szyję.
Mistrz Juljo wydawał te zlecenia zdławionym głosem. Więc stara bryczka nie miała zbutwieć w wozowni, a stara Kajsa skończyć u ekebijskiego żłobu ze starości? Mimowoli miał za złe matce, że jeśli już nie myśli o tem, co dobre dla syna, to zapomniała widocznie o starej bryczce i kobyle. Jakże zdołają odbyć drogę tak daleką?
Najgorsze było rozstanie z kawalerami. Mały, krągły hulaka, któremu łatwiej przyszłoby toczyć się, niż schodzić, przepojony był tragizmem do końca palców. Miał na myśli wielkiego Ateńczyka, spełniającego w gronie uczniów kielich trucizny. Mał też na myśli starego króla Gustawa, który przepowiadał, że lud szwedzki zapragnie go kiedyś dobyć z grobu.
W końcu zaśpiewał im najpiękniejszą pieśń swoją, myśląc o łabędziu, co śpiewa przed skonem. Chciał aby pamiętali, że duch królewski nie zniża się do skargi, ale odpływa na fali tonów.