Jakże mogło dojść do takiej zbrodni? Czyż zbrakło miecza w ręce, która ścięła głowę Holofernesa? Czyż królowa Saba zapomniała całej mądrości swojej, która razi dotkliwiej od jadowitej strzały? Święty Olafie, stary wikingu i smokobójco Jürgenie, czyż przepadła już legenda o waszych czynach bohaterskich i zbladł nimb cudów waszych? A może święci nie chcieli bronić się przeciw gwałtowi. Chłopi svartsjeńscy nie mieli już farby na ich suknie, ni pozłotki na korony, przeto zgodzili się, by ich hr. Dohna zatopił w bezdni jeziora. Nie chcieli już, widać, oszpecać domu bożego. Ale wspominali pewnie biedacy owe czasy, kiedy się przed nimi modlono na kolanach.
Siedziałam, myśląc o czółnie, sunącem ze świętymi, pewnego letniego wieczoru po gładkiej powierzchni Löffenu. Wioślarz obzierał się, raz po raz lękliwie na dziwnych podróżnych, ale obecny przy tem hr. Dohna nie czuł strachu. Brał własną, dostojną ręką jednego po drugim i ciskał w wodę. Czoło miał pogodne i oddychał głęboko. Czuł się bojownikiem nauki ewangelicznej. Żaden nie nastąpił cud ku czci świętych. Spadali cicho i bez oporu w toń.
Następnej niedzieli błyszczał bielą kościół svartsjeński, żaden już posąg nie przeszkadzał wnętrznemu skupieniu. Wierni mogli zatapiać się w niebiańskie wizje jeno oczyma ducha, a modlitwy płynęły w niebo na własnych skrzydłach, nie czepiając się płaszcza świętych.
Zielona jest ziemia, urocze mieszkanie ludzi, a błękitne niebo, cel ich tęsknoty, świat cały pełen jest barw. Dlaczegóż kościół ma być biały, jak zima, nagi, jak nędza, blady, jak strach? Nie lśnił, niby szron zimą w lesie, nie błyszczał perłami i koronkami, niby biała oblubienica. Zimny był, posmarowany białą farbą klejową i pusty, bez obrazów i posągów.
Niedzieli tej zasiadł hrabia Dohna w chórze, na haftowanym w kwiaty fotelu, tak by go wszyscy widzieć i wielbić mogli za to, że ponaprawiał ławki, wyrzucił szpetne posągi, oszklił okna i pomalował kościół na biało. Wolno mu to było uczynić i postąpił wedle swego zrozumienia, by ułagodzić gniew Pana. Czemuż się atoli domagał za to pochwały?
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/249
Ta strona została przepisana.