Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/25

Ta strona została przepisana.

stała mu siostrą w niedoli, a uczyniła to, by mu dodać odwagi do życia. Chciała mu dać poznać, że na głowach innych ludzi cięży również troska i wina. Wstał i podszedł do majorowej.
— Czy godzisz się teraz żyć, Gösto? — spytała głosem zdławionym przez łzy. — Nacóż ci umierać? Mogłeś być dzielnym proboszczem, ale nigdy nie był Gösta Berling, utopiony przez ciebie w wódce, tak promiennie czysty, jak Małgorzata Celsing, którą ja utopiłam w nienawiści! Czy chcesz żyć, Gösto?
Gösta padł przed majorową na kolana i rzekł:
— Przebacz mi, nie mogę!
— Jestem starą kobietą, — odparła — otępiałą w troskach i zgorzkniałą, a oto siedzę i wydaję się na łup żebraka, którego znalazłem napoły zamarzłego w zaspie. Dobrze mi tak. Idźcie sobie, acan, i popełnij samobójstwo... nie powtórzysz wówczas tego, com powiedziała w przystępie głupoty!
— Nie jestem samobójcą, — błagał — jestem skazany na śmierć. Nie utrudniaj mi walki! Żyć nie mogę. Ciało moje wzięło górę nad duszą, przeto muszę ją wyzwolić i puścić do Boga.
— Sądzisz więc acan, że pójdzie do Boga?
— Żegnaj mi, majorowo, i przyjm dzięki moje!
— Żegnam cię, Gösto Berling!
Żebrak wstał i podszedł do drzwi ze zwieszoną głową, powłóczystym krokiem. Ta kobieta utrudniała mu wielce podróż ku wiekuistym lasom,
Pod drzwiami obejrzał się bezwiednie. Napotkał spojrzenie majorowej, która siedziała bez ruchu, patrząc za nim. Nie zauważył dotąd nigdy takiej zmiany w ludzkiej twarzy, stanął tedy i patrzył zdumiony. Przed chwilą jeszcze zapamiętała i sroga, siedziała jakby w zachwyceniu, a oczy jej wyrażały bezbrzeżną, litosną miłość. Stopniało jego zdziczałe serce od tego spojrzenia, oparł czoło o ramię drzwi i, podnosząc nad głową ramiona, zapłakał, jakby mu miało pęknąć serce.
Majorowa rzuciła fajkę w ogień i podeszła doń, a ruchy jej stały się nagle łagodne, jakby macierzyńskie.
— No... no... chłopcze drogi!... — powiedziała.