— Daj pokój! — rzekł Sintram. — Zobaczy to po obudzeniu i będzie się śmiał.
Zostawiono go więc w tym stanie, a hultaje zapomnieli o kapitanie. Pijatyka trwała przez całą noc. Dopiero o świcie skończyło się. Wszyscy mieli bez wątpienia więcej wina, niż rozumu w głowach.
Lecz co zrobić teraz z kapitanem?
— Zawieźmy go do domu! — rzekł Sintram. — Żona ucieszy się bardzo, a nam miło będzie patrzeć na jej radość. Podoba mi się ta myśl. Tak, zawieźmy go do domu!
Wszystkich to wzruszyło. Zaprawdę, uraduje się wielce zacna kobieta z Helgesäteru!
Zaczęli trząść kapitanem, aż się zbudził i posadził go na jeden z pojazdów. Potem cała czereda ruszyła do Helgesäteru. Jedni spali, drudzy chwiali się, tak że omal nie spadli na ziemię, a w końcu inni śpiewali, by nie ulec senności. Wszyscy wyglądali nie lepiej od włóczęgów i mieli napuchłe twarze.
Przybywszy na miejsce, zostawili konie w tylnem podwórzu i uroczyście wstąpili na schody. Baerencreutz z Juljuszem wiedli z obu stron Lennarta.
— Zbudź się, Lennarcie! — powiedzieli doń. — Wszakże widzisz, że jesteśmy w domu!
Otwarł oczy i oprzytomniał niemal całkiem. Rozczuliło go, iż mu towarzyszyli.
— Przyjaciele! — rzekł, stając zwrócony do wszystkich. — Pytałem Boga, czemu mi kazał tyle wycierpieć...
— Milcz Lennardzie! — zawołał Baerencreutz. — Schowaj dla siebie kazanie.
— Niech mówi! — powiedział Sintram. — Dobrze mówi!
— Pytałem, a nie rozumiałem odpowiedzi, lecz teraz wiem wszystko. Oto Bóg chciał mi pokazać, że mam przyjaciół, którzy mi towarzyszą, by widzieć moją i mojej żony radość. Żona czeka na mnie. Czemże jest wobec tego pięcioletnia niedola?
Silne pięści zadudniły tymczasem po drzwiach, gdyż kawalerom nudno było słuchać.
Wewnątrz powstał ruch, zbudziły się służebne i wyjrzały. Narzuciły spiesznie odzież, bały się jednak otwie-
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/255
Ta strona została przepisana.