Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/258

Ta strona została przepisana.

dobitniej jeszcze, niż głośne rzężenie, iż przyszła nań ostatnia chwila.
Stali w koło niego żona, dzieci i służba. Był bogaty, szanowany i szezęśliwy, to też nie umierał samotnie, ani w otoczeniu niecierpliwych, obcych ludzi. Umierający mówił o sobie, jakby już stał przed Bogiem, a obecni potwierdzali jego słowa.
— Byłem pracownikiem pilnym i dobrym gospodarzem. Kochałem żonę, jako prawicę swoją, dobrze wychowywałem dzieci moje, nie piłem, nie zaorywałem granic, nie pędziłem konia pod górę, nie głodziłem krów w zimie i nie pozwoliłem latem owcom chodzić z wełną.
Jak echo rozbrzmiewały chórem przytakiwania płaczących.
— O tak! Był dobrym gospodarzem... nie gnał pod górę konia i nie głodził krów.:
Tymczasem wszedł do chaty biedny człowiek, by uprosić sobie trochę jadła i napoju i usłyszał słowa konającego.
A starzec mówił dalej:
— Karczowałem lasy i osuszałem bagna. Odrzucałem pracowicie skiby. Rozbudowałem stodołę, tak że może pomieścić trzy razy tyle zboża, jak za czasów mego ojca, kazałem też zrobić z talarów trzy srebrne kubki, a ojciec mój jeden jeno zafundował.
Słowa te, świadczące o zaletach umierającego, posłyszał biedak u drzwi stojący, zarówno te jakoteż potakiwania obecnych.
— Bóg da mi dobre miejsce w niebie! — rzekł starzec.
— Bóg użyczy panu naszemu dobrego miejsca u siebie! — przytakiwali wszyscy.
Przerażenie ogarnęło stojącego u drzwi, który był przez lat pięć piłką w ręku Boga i pierzem, poruszanem oddechem bożym. Zbliżył się do konającego i ujął jego dłoń.
— Przyjacielu! — rzekł drżącym ze wzruszenia głosem. — Czyliż pomyślałeś, kim jest Pan, przed którym masz stanąć niedługo? To Bóg potężny! Swiaty są mu polem, a burza wierzchowcem. Niebiosa tętnią odgłosem bożego stąpania, ty zaś stajesz przed nim, mówiąc: