Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/269

Ta strona została przepisana.

— Pożyczony, wujaszku!
Melchjor nie mógł się oprzeć tej werwie i rzekł:
— Bóg z tobą, urwisie! Potrzeba ci żony z posagiem. Jeśli ci się uda nakłonić Marjannę, to bierz ją sobie!
W ten sposób wyklarowało się pomiędzy nimi wszystko, zanim jeszcze baron zsiadł z konia. Ale Melchjor Sinclaire wiedział co robi, gdyż baron Adrjan był dzielnym młodzieńcem.
Potem konkurent poszedł do Marjanny i odrazu wyjawił jej swe zamiary.
— Droga Marjanno! — powiedział. — Mówiłem już z ojcem twoim. Radbym cię poślubić! Zgódź się, Marjanno.
Dobyła zeń całą prawdę. Oto ojciec jego, stary baron, kupił znowu kilka pustych kopalń. Przez całe życie kupował ciągle takie kopalnie, bez wartości. Matka smuciła się, on sam popadł w długi i oto postanowił starać się o rękę Marjanny, by tem uratować ojcowski majątek i własny uniform. Posiadłość rodzinna, Hedeby-Alm, położona była po drugiej stronie jeziora, niemal naprzeciw Björne, znali się też dobrze, byli wszakże równieśnikami i towarzyszami zabaw.
— Mogłabyś doprawdy wyjść za mnie! — powtórzył. — Marne moje życie. Muszę jeździć na pożyczanych koniach i nie mam na krawca. Tak dłużej być nie może. Wezmę chyba dymisję i palnę sobie w łeb.
— Ależ Adrjanie! — zawołała. — Cóż to będzie za małżeństwo? Wszakże nie jesteśmy w sobie ani trochę zakochani!
— Kpię z miłości, — oświadczył — to czysta głupota. Lubię dobrego konia i polowanie, ale nie jestem kawalerem od parady, tylko człowiekiem pracy. Gdy jeno zdobędę tyle, by ocalić majątek rodzinny zaopatrzyć matkę, będę zadowolony. Orać i siać, w to mi graj! Lubię pracować.
Popatrzył na nią dobremi oczyma, a Marjanna czuła, że mówi prawdę i że można mu zaufać. Toteż zaręczyła się z nim, głównie dlatego, by opuścić dom, ale także z powodu, że jej był zdawna miły.
Potem nastąpił miesiąc, będący okresem, który graniczył z obłędem wprost.