Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/280

Ta strona została przepisana.

Ach, gdybyś go kochała, wszystko poszłoby inaczej, poco jednak wracałaś bez miłości. Z obowiązku musiałabym mu powiedzieć, że jeno z miłosierdzia, nie z miłości chcesz go poślubić. Jesteś wcieleniem miłosierdzia. Ja atoli musiałabym skłonić go, by cię zwolnił i przezto zniweczyłabym szczęście jego życia. Nie chcąc mu odbierać spokoju ducha, prosiłam Boga, by go zabrał. Radowały mnie jego zapadłe policzki i ciężki oddech, i bałam się, że śmierć nie zdoła dokonać dzieła swego.
Czekała odpowiedzi, ale Anna milczała, zasłuchana w różne głosy swej duszy.
Pani Uggla zawołała z rozpaczą:
— O jakże szczęśliwi są ci, którzy mogą opłakiwać zmarłych swoich! Ja muszę stać z suchemi oczyma u grobu syna i radować się z jego śmierci. Jakże jestem nieszczęśliwa!
Anna przycisnęła rękę do piersi. Wspomniała noc zimową, kiedyto na młodą miłość swoją przysięgła być temu człowiekowi pociechą i podporą. Drżenie ją przejęło. Czyż wszystko było nadaremne? Czyż Bóg nie przyjął jej ofiary? Czyż wszystko obrocie się miało na złe.
A może Bóg pobłogosławiłby jej dziełu, gdyby poświęciła wszystko i uczyniłby ją dawczynią szczęścia dla ludzi.
— Czegóż trzeba, byś mogła smucić się śmiercią syna twego? — spytała.
— Trzeba, bym przestała wierzyć oczom moim. trzeba, bym miała dowód, że kochasz go!
Anna wstała, a oczy jej rozbłysły uniesieniem. Zerwała welon ślubny i nakryła nim mogiłę, zdjęła wianek i koronę i położyła je na grobie.
— Patrz, jak go kocham! — zawołała. — Daję mu wianek mój i koronę. Oddaję mu się i niczyją w życiu już nie będę!
Pani Uggla wstała także. Milczała przez chwilę, drżąc całem ciałem, a w końcu łzy bólu pociekły z jej oczu.
Blada przyjaciółka moja, śmierć wybawicielka, wzdrygnęła się na widok tych łez, gdyż oto i tu nawet nie została powitana z radością i tu nie cieszono się nią z pełni serca.
Nasunąwszy kaptur na oczy, zlazła chyłkiem z cmentarnego muru i znikła pośród stogów zboża, na polu.