Radabym posiąść miłość rzeczy martwych, gdyby kochać umiały, gdyby ziemia i woda czyniły różnicę pomiędzy przyjaciółmi, a wrogami. Chciałabym, by ziemi nie ciężyły kroki moje, by mi przebaczyła, iż ją kaleczę broną i pługiem, i by się ochotnie rozwierała przed mem ciałem. Radabym, by fala cierpliwie znosiła prucie mych wioseł, jak matka znosi cierpliwie wspinanie się niecierpliwego dziecka po jedwabiu sukni. Chciałabym być przyjaciółką powietrza nad górami, słońca i gwiazd. Nie taka je od nas dzieli odległość, jak sądzą ludzie. Gdzież niema pyłu ziemi, wciągniętego w obieg życia? Czyż kurz uliczny nie był nigdy włosem gładzonym mile, a woda w bróździe, czyż nie płynęła, jako krew przez tętniące serce?
Duch życia mieszka jeszcze w martwych rzeczach. Leżąc w śnie czujnym, słyszy on głos boży, a czy baczy też na głos ludzi?
O wy, dzieci późnych czasów, czyż nie spostrzegłyście tego? Martwe rzeczy cierpią, ile razy niezgoda i zawiść ogarną świat. Fala staje się dziką, jak włóczęga, a pole przypomina skąpca. Biada jednak temu, z powodu którego wzdycha las i płaczą góry. Dziwnym był, zaiste, rok panowania kawalerów. Niepokoj ludzki ogarnął, zda się, rzeczy martwe. Nie wiem jak nazwać tę zarazę, szerzącą się po okolicy. Przypuścić trzeba chyba, że kawalerowie byli bogami, ożywiającymi wszystko duchem swoim, duchem awanturniczości, beztroski i rozpasania.
Światby się zdumiał, gdyby opowiedzieć wszystko, co zaszło w tym roku pośród ludzi, nad Löffenenu Zbudziła się stara miłość i zapłonęła dawna nienawiść, powstała żądza piękna, tańca, żartów, gry i pijaństwa, a wszystko co najskrytsze w duszach wyszło na jaw.