wie, że w biedzie nie zwalczy zła. I zaczyna zbierać pieniądze.
— Gdyby nie zbierał pieniędzy, zacząłby pić! — odparł proboszcz. — Widzi tyle nędzy!
— Albo utraciłby siły i zobojętniał — rzekł Gösta. — Niebezpiecznie tam człowiekowi, który się tam nie urodził.
— Taki człowiek, — zauważył proboszcz — musi być twardy dla siebie i innych. Zrazu udaje tylko, a potem nawyka.
— Musi być twardy! — przyznał Gösta. — Trudna to rzecz zbierać pieniądze. Trzeba znosić nienawiść, pogardę, marznąć, głodować i pilnować swego serca. Z czasem człowiek taki zapomina, poco zaczął zbierać majątek.
Proboszcz spojrzał nań nieufnie. Wydało mu się, że Gösta zeń drwi. Ale Gösta mówił poważnie i z zapałem, jakby we własnej sprawie.
— Tak się stało i ze mną! — rzekł proboszcz zcicha.
— Ale Bóg czuwa nad tym człowiekiem, — mówił dalej Gösta — i budzi dawne myśli, gdy już dość naskładał. Daje proboszczowi znak, że go potrzebuje.
— A jeśli proboszcz nie usłucha tego znaku, cóż wtedy Gösto?
— Wtedy nie zdoła się oprzeć! — odparł rozpromieniony Gösta. — Pociągnąć go musi myśl, że pomoże biedakom w budowie ciepłych chat.
Proboszcz spoglądał na kupki gałęzi, a im dłużej słuchał, tem większego nabierał przekonania, że Gösta ma słuszność. Zawsze pragnął zacząć czynić dobrze, gdy dość naskłada. Wkońcu czepił się tej myśli, pewny, że miał ją zawsze.
— Czemuż proboszcz taki nie buduje chat? — spytał nieśmiało.
— Wstydzi się! Można go bowiem posądzić, że nie spełnia własnego pragnienia, ale czyni to, zniewolony przez ludzi.
— Nie może znieść myśli, że możnaby go przyniewolić! Oto cały powód!
— Może jednak działać potajemnie. W tym roku pomoc jest bardzo potrzebna. Może rozdzielać swe dary
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/288
Ta strona została przepisana.