Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/292

Ta strona została przepisana.

pożyczyła tedy warsztatu od dziekanowej i Elżbieta spędziła przy nim całe lato.
Nikomu nie przyszło do głowy, że trzeba jej szczędzić. Przez cały czas pracowała razem z dziewkami. Nie czuła się nieszczęśliwą i podobała sobie w życiu chłopskiem, mimo braku wszelkich wygód. W tym domu brano wszystko spokojnie i poprostu, myśli krążyły ciągle koło pracy, a dni płynęły tak jednostajnie, że można się było omylić i wziąć niedzielę za środek tygodnia.
Pewnego dnia pod koniec sierpnia, żęto owies, a Elżbieta wiązała snopy. Wysiliła ją ta praca i dziecko przyszło przedwcześnie, gdyż spodziewała się we wrześniu dopiero.
Gospodyni stała przy kominie i grzała dziecko, które marzło, mimo sierpniowe ciepła, matka leżała obok, nasłuchując, co mówiono o maleństwie. Wyobrażała sobie, jak parobcy i dziewki podchodzą i oglądają.
— Cóż za biedne, małe stworzenie! — powtarzali wkółko. — Biedactwo nie ma ojca!
Każdy dziwił się, że jest takie czerwone i pomarszczone, ale zawsze ktoś drugi objaśniał, że tak wyglądają wszystkie niemowlęta.
Nikt się nie użalał na płacz, bo wiedziano, że małe dzieci płakać muszą i koniec końcem uznano je za dość silne i wielkie jak na ten wiek. Wszystko było tedy w porządku, brakło tylko ojca.
Matka leżała, słuchała i dziwowała się. Sprawa nabrała teraz wielkiej wagi. Jakże miało sobie dać rady na świecie maleństwo bez ojca?
Przedtem umyśliła sobie, że przez rok zostanie w chacie, potem zaś najmie izbę i będzie zarobkowała tkaniem. Chciała sama żywić i ubierać dziecko. Mąż mógłby sobie myśleć, że jest go niegodna. A tak, wychowa dziecko na lepszego człowieka, niż pełen pychy ojciec.
Teraz jednak po połogu, sprawa przybrała inną postać. Uznała, iż postąpiła samolubnie i powiedziała sobie, że dziecku trzeba ojca.
Rzecz nie byłaby tak ważna, gdyby dziecko było silne, sypiało, jadło jak inne, nie zwieszało na jedno ramię głowy i nie konało niemal za każdym atakiem konwulsji. Ale takie nędzne maleństwo musi mieć ojca — myśli matka.