nich przyłączyli się napotykani po drodze. Z każdego domu dołączał się ktoś do gromady.
Często pytał nowy przybysz:
— Skądże to poszło, ludzie nygaardzcy? Czemuście pozwolili dziewczynie chodzić po obcych lasach? Bory ogromne, a Bóg odebrał jej rozum.
— Nikt jej nie ukrzywdzi, — odpowiadali — a ona też nie uczyniłaby nikomu nie złego. Chodziła bezpieczna, jak dziecko, bo pod opieką bożą i — zawsze wracała.
Pochód przeszedł lasy wschodnie, dzielące Nygaard od równiny, a teraz, trzeciego dnia kroczył ponad kościół broński ku lasom, po zachodniej stronie Ekeby.
Wszędzie się dziwiono wielce, zawsze musiał przystawać któryś i odpowiadać na pytania, czego szukają.
— Szukamy błękitnookiej, czarnowłosej dziewczyny, która poszła do lasu, aby umrzeć. Od tygodnia jej niema.
— Czemuż chciała umrzeć w lesie? Była głodna, czy nieszczęśliwa?
— Głodu nie cierpiała, ale z wiosną spotkało ją nieszczęście. Zakochała się przed laty w szalonym proboszczu, Göście Berlingu. Nie znalazła lepszego. Bóg jej odjął rozum.
— Tak... oczywiście, musiał jej widać Bóg rozum odebrać.
— Tej wiosny zdarzyło się nieszczęście. Gösta nie widział jej do tej pory. Pewnego dnia obiecał, że ją poślubi. Był to żart, bo porzucił ją zaraz, ale nie mogła się uspokoić, chodziła ciągle do Ekeby i włóczyła się za nim wszędzie. On zaś znudził się nią i gdy przyszła raz jeszcze, poszczuto ją psami. Od tego dnia nikt jej nie widział.
— Dalejże ludzie! Idzie o życie człowieka, dziewczyna poszła do lasu umierać. Może już zmarła, a może wędruje, nie mogąc znaleźć drogi. Las wielki, a Bóg jej odebrał rozum!
— Łączcie się z pochodem, zostawcie owies w stertach, aż się wysypie nikłe ziarno, niech ziemniaki gniją w ziemi, puśćcie konie, by nie zginęły w stajniach z pragnienia, otwórzcie krowom obory, by wróciły wieczorem, i zabierzcie dzieci, gdyż je miłuje Bóg. On sprzyja
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/304
Ta strona została przepisana.