Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/310

Ta strona została przepisana.

Trwało to jeno chwilę, ale wszystkim się wydało, że ja poznali.
— Miała takie same grube warkocze i rumiane policzki! — zawołano. — Jest tu, kawalerowie trzymają ja w niewoli.
— Trzymacie ją? Zabraliście nam dziecko nasze, pozbawione rozumu. Cóż z nią robicie, bezbożnicy? Czemuż pozwalacie nam trapić się przez tydzień, a szukać przez trzy dni? Precz z winem waszem i jadłem! Biada nam, żeśmy coś przyjęli od was! Wydajcie nam dziewczynę, a potem pokaże się, co z wami zrobimy!
Oswojone już zwierzę zaczęło na nowo wyć i szaleć. I poszło do ataku na Ekeby.
Tłum rzucił się, ale uprzedzili go kawalerowie, zasuwając wrzeciądze drzwi wchodowych. Czyż mogli jednak sprostać masom? Odepchnięto z łatwością nieuzbrojonych i otoczono kołem, a tłum wpadł do wnętrza, szukając dziewczyny z Nygaardu.
Znaleziono ją w ostatnim pokoju, poczem nie patrząc, czy ma czarne, czy jasne włosy, wzięto na ramiona i wyniesiono na dwór. Uspakajali ją wszyscy, by się nie bała, gdyż tylko kawalerowie zostaną zabici, a wszystko dzieje się poto, by ją ocalić.
Ale wychodzący z domu napotkali drugi orszak.
Na niedostępnem zboczu skalnem leżały dotąd zwłoki dziewczyny, która spadła z wysokiej grani, zabijając się po drodze. Znalazło ją dziecko, a wzięło na ramiona kilku zabłąkanych w lesie mężczyzn.
Wypiękniała jeszcze po śmierci. Piękną była z czarnemi włosami swemi teraz, gdy znalazła już wieczyste ukojenie.
Niesiono ją podniesioną nad głowy tłumu, który cichł wokoło niej, a ludzie pochylali głowy przed majestatem śmierci.
— Dopiero co zmarła! — szeptali mężczyźni. — Do dziś wędrowała po lesie i spadła, prawdopodobnie, uciekając przed tymi, którzy jej szukali.
— Jeśli to jest jednak dziewczyna z Nygaardu, to kimże jest ta druga?
Ludzie wracający z lasu zetknęli się z wynoszącymi z domu hrabinę. Zapalono ogniska na całem podwórzu,