skiem krajan, którym chciano łup z rąk wydrzeć. Maeus zmiótł towar z jednej „szyby“, chwycił deskę ośmiołokciową i jął machać tą bronią wokół siebie.
Maens był strasznym człowiekiem. Wywalił odrazu ścianę więzienia filipsztadzkiego, mógł też dźwignąć z jeziora łódź i zanieść ją na barkach do domu. Naturalnie, wszyscy Gotowie umknęli, ale silny Maens ruszył ich śladem i nie bacząc już na wrogów czy przyjaciół, gnał, by jakoś użyć zdobytej broni.
Ludzie uciekali ogarnięci strachem, ale trudno to było uczynić kobietom z dziećmi. Przytem drogę tamowały budy i wozy, a zamieszanie pogarszały jeszcze spłoszone krowy i woły.
Wciśnięta w kąt, pomiędzy budami, tkwiła gromadka kobiet. Ku nim leciał teraz olbrzym, pewny, że chwyci jakiegoś Gota. Przerażone śmiertelnie babiny skuliły się wobec ciosów straszliwych.
W chwili kiedy deska spadała na ich głowy, osłabiły ją wyciągnięte ręce jakiegoś mężczyzny. On tylko jeden nie uciekł, ale tkwiąc w ciżbie dla ocalenia wielu, przyjął dobrowolnie na siebie cios. Kobietom i dzieciom nie stało się nic. Człowiek ten osłabił uderzenie, sam jednak legł bez zmysłów na ziemi.
Silny Maens nie podniosł już deski do nowego ciosu. Obezwładniło go spojrzenie tego człowieka w chwili, gdy deska spadała mu na czaszkę. Dał się bez oporu związać i odprowadzić.
Z szybkością błyskawicy poleciała po rynku wieść, że mocny Maens zabił kapitana Lennarta. Powiadano, że ten przyjaciel ludzi poległ w obronie kobiet i dzieci.
Cisza zaległa plac tak ożywiony przed chwilą, ustał handel, bitki, pijatyka, a linoskoczek daremnie wabił widzów. Zmarł przyjaciel ludu, a lud przybrał żałobę. Wszyscy tłoczyli się w milczeniu dokoła miejsca, gdzie padł. Leżał wyciągnięty, bez zmysłów, bez ran, ze zgniecioną jeno tylną częścią czaszki.
Kilku mężczyzn podniosło go ostrożnie i złożyło na desce, od której zginął. Wydało im się, że jeszcze żyje.
— Gdzie go zanieść? — pytali się wzajem.
— Do domu! — krzyknął ktoś szorstko z tłumu.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/326
Ta strona została przepisana.