przysłużyć się Bogu i ludziom. A koroną wszystkiego było coś wspaniałego i wielkiego: możność śmierci.
Podał tedy dłoń Sintramowi i przybili układ.
— Skarb leży w wieży brońskiego kościoła, pod podłogą, tuż przy dzwonach! — powiedział Sintram. — Postaraj się tylko zejść ze świata przed wieczorem, a ja już znajdę sposób, by córka proboszcza dostała pieniądze.
Nastał tedy dla Gösty piękny dzień. Poszedł do kościoła serdecznie uradowany, że poświęci życie dla dobra ludności. W zakrystji ułożył obwieszczenie tej treści, że praca w Ekeby zostanie podjęta i że biedni dostaną ziarna na zasiew. Słyszał szmery zdumienia i radości, gdy manifest ten odczytano po nabożeństwie. Doniósł w kilku słowach żonie, gdzie należy szukać skarbu. Wbrew woli wymknęło mu się parę słów pożegnania, na wypadek, gdyby się mieli nie zobaczyć, i dodał, że musi uczynić coś dla odpokutowania za śmierć dziewczyny z Nygaardu. Wkrótce jednak żałował wysłania listu. Bo poco?
Nigdy Świat nie wydał mu się piękniejszym, jak tego dnia. Po nabożeństwie rozmawiał z Anną Stjärnhök i Marjanną Sinclair, a obie prosiły go, by się wziął w ryzy i został człowiekiem. Dowiedział się, że Anna znalazła ukojenie w pracy i zawiaduje sama rozległemi dobrami. A może nawet zostanie drugą majorową. Poznał: Obie cierpią, zmuszone wstydzić się człowieka, którego kochały. Pomyślał, że je ucieszy, dając życie, jako ofiarę: na wspomożenie biedaków i restytucję Ekeby.
Po nabożeństwie pochowano kapitana Lennarta. Zmarł w dzień targowy, przeto wieść rozeszła się prędko i tysiące napłynęły do kościoła. Cmentarz, mur i otaczające kościół pola zaroiły się od ludzi. Stary dziekan był chory, i nie wygłaszał kazań nigdy. Przyrzekł atoli przybyć na pogrzeb kapitana. Roztargniony stanął, zadumany, jak zawsze, na czele pochodu pogrzebowego. Nie patrząc, szedł znaną drogą, którą tyle prowadził pogrzebów, odprawił modły, rzucił grudkę ziemi na trumnę i nie zauważył nic nadzwyczajnego. Zbudził się dopiero, gdy organista zaintonował hymn, podjęty przez wielotysięczną rzeszę, kobiet i dzieci. Przetarł oczy, jakby omroczone blaskiem, wstąpił na świeżą mogiłę i rozejrzał się. Nigdy nie słyszał takiego śpiewu nad grobem, nigdy nie widział
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/337
Ta strona została przepisana.