Hrabina poszła dalej, ale przystanęła za chwilę. Spojrzała na groźny las, rzucającą cień górę i dymiące oparem moczary. Strasznie być musiało mieszkać temu, kto miał duszę pełną złych wspomnień. Żal jej się zrobiło starego Jana, który siedział tam, mając jeno czarnych cyganów za towarzyszy.
— Anno Lizo! — powiedziała — musimy wrócić. Przyjęto nas uprzejmie w tej chacie, ja jednak zachowałam się niestosownie. Chcę pomówić ze starym Janem o czemś przyjemniejszem.
Szczęśliwa, że może kogoś pocieszyć, zawróciła do chaty.
— Obawiam się — powiedziała — że Gösta Berling chodzi tu, po lesie, w zamiarze odebrania sobie życia. Ważna tedy rzecz, schwytać go i przeszkodzić temu. Wydawało mi się, a także Annie Lizie kilka razy, że go widzimy, ale znikł nam z oczu. Przebywa prawdopodobnie w pobliżu miejsca, gdzie zginęła dziewczyna z Nygaardu, przyszło mi tedy na myśl, że nie potrzeba pomocy aż z Ekeby. Jest tu sporo dzielnych mężów, którzy zdołają pochwycić Göstę.
— Wstańcie chłopcy! — krzyknęła cyganka. — Skoro pani hrabina jest tak uprzejmą, że was prosi o pomoc, musicie zaraz iść!
Mężczyźni wyszli na poszukiwania.
Jan Hök siedział w milczeniu, spoglądając twardo przed siebie przygasłemi oczyma, tak że uczuła trochę strachu. Nie przychodziło jej na myśl, o czemby tu mówić.
Nagle spostrzegła zranioną rękę jednej z kobiet i chore dziecko, na wiązce siana. Zajęła się zaraz choremi, zapoznała z gadatliwemi kobietami i kazała sobie pokazywać najmniejsze dzieci.
W godzinę potem wrócili cygani, niosąc związanego Göstę, i położyli go przed ogniskiem. Odzież miał podartą i zawalaną, rysy zmienione, oczy błyszczały mu dziko. Przez ostatnie dni pędził żywot szaleńca, leżał na mokrej ziemi, zanurzał ręce i twarz w błoto bagniska, wspinał się po głazach i przeciskał przez gąszcze. Przekonał się, że nie łatwo zadać sobie śmierć. Z godziny na godzinę walczył z żądzą życia. Nie dał się też dobrowolnie schwytać, tak, że musieli go pokonać i związać.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/342
Ta strona została przepisana.