Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/347

Ta strona została przepisana.



MAŁGORZATA CELSING.

PPrzed Bożem Narodzeniem przybyła majorowa nad Lóffen, ale dopiero w dzień wilji dotarła do Ekeby. Przez cały ciąg podróży chorowała, miała zapalenie płuc i wielką gorączkę, mimo to jednak nigdy nie była weselsza i nikt nie słyszał od niej słów uprzejmiejszych.
Córka proboszcza brobijskiego, która przebywała z nią od października, siedziała też w sankach i nagliła do pośpiechu. Ale majorowa kazała zatrzymywać ciągle konie, przywoływała każdego przechodnia i wypytywała o nowiny.
— Cóż tam słychać nad Löffenem? — pytała.
— Dobrze się czujemy! — odpowiadano. — Nastały czasy lepsze. Szalony proboszcz i żona jego pomagają wszystkim.
— Nadszedł czas dobry! — mówił ktoś inny. — Sintrama niema. Kawalerowie z Ekeby zaczęli pracować. Skarb proboszcza brobijskiego znaleziono w dzwonnicy brońskiej. Starczy na przywrócenie wspaniałości Ekeby i na chleb dla głodnych.
— Stary nasz dziekan odżył na nowo! — powiedział trzeci. — Co niedziele głosi powrót królestwa bożego. Nikt nie ma ochoty grzeszyć, bo zaczyna się panowanie dobra.
Majorowa jechała, pytając każdego, co słychać nad Löffenem i czego brak ludności.
Gorączka i kłucie w piersiach ustawały, gdy słyszała, jak mówiono:
— Mamy dwie dobre i bogate kobiety, Marjannę Sinclaire i Annę Stjärnhök, które razem z Göstą Berlingiem chodzą od domu do domu, pytając, czy kto nie głodny. A wódki nie pędzimy wcale.