Tak mówił do beztroskich ludzi, zahartowanych zmiennemu losami. Raz jeszcze nazwał ich bogami i rycerzami, którzy zjawili się, by wprowadzić radość w kraj żelaza i żelazną epokę, ale żalił się, że ogród, w którym polata motyl uciechy, nawiedziły niszczące larwy, tak że owoc pójdzie na marne.
Oświadczył, że radość jest dobrem nieocenionem dla dzieci tej ziemi, ale obok tego nie przestaje niepokoić człowieka zagadnienie, jakby można być szczęśliwym i dobrym jednocześnie. Jest to rzecz najłatwiejsza i najtrudniejsza zarazem. I oni nie zdołali też rozwiązać dotąd zagadki, teraz atoli potrafią to uczynić, po przeżyciach radości i smutku, szczęścia i trosk, jakie im przyniósł rok ostatni.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Ach drodzy moi kawalerowie, teraz mnie przypada gorycz rozłąki z wami! Ostatnią to noc przeczuwaliśmy ze sobą. Nie posłyszę już wesołego śmiechu i pieśni ochoczej. Muszę się z wami rozłączyć i z wszystkimi mieszkańcami wybrzeży Löffenu.
Drodzy staruszkowie! Otrzymałam od was dary cennie. Przvbyliście do samotnicy z wieścią o przedziwnych kolejach życia. Widziałam wasze walki bohaterskie, stoczone nad jeziorem dziecięctwa mego. Cóż zaś dałam wam, ja?
Ucieszy was może, że połączyłam imiona wasze z miejscami drogiemi sercu. Niechże cały blask życia waszego opromieni ten kraj, gdzieście przebywali! Istnieje dotąd Borg, Björne i Ekeby nad Löffenem, żyją pośród wodospadu, jeziora, parku i roześmianych polan leśnych, a gdy stanąć na szerokiej terasie, nadlatują legendy i krążą wokół, niby pszczoły lata.
Wspomniałem o pszczołach, przeto pozwólcież, że opowiem krótką historyjkę. Mały Ruster, który, jako dobosz, maszerował w roku 1813 do Niemiec na czele armji szwedzkiej, nie mógł się za powrotem dość naopowiadać o rozkosznych, południowych krajach. Mówił, że ludzie są tam wielcy, jak wieże kościelne, jaskółki jak orły, a pszczoły mają wielkość gęsi.