— Hm... hm... to rzecz niezła! — powiedział czarny jegomość, nie mrugnąwszy nawet okiem. A więc wszyscy rezydenci, lub Sintram... to się równoważy. O, będę miał tłusty rok!
Spisano akt krwią z serdecznego palca Gösty, na czarnym papierze djabła, gęsiem piórem.
Po podpisaniu rozradowali się rezydenci. Przez cały rok zażywać mieli wszystkich szczęśliwości, potem zaś... znajdzie się, myśleli, jakieś wyjście.
Odsunęli siedzenia, podali sobie ręce i wykonali wokoło wazy z ponczem, na czarnej podłodze, dziki taniec. Pośrodku koła skakał djabeł w ogromnych susach, potem zaś padł jak długi przy wazie, pochylił ją ku sobie i zaczął pić.
Na ten widok runął o ziem Baerencreutz, obok niego Gösta, a dalej koleją wszyscy i wazę pochylając ku sobie, pili zawzięcie. Wkońcu ktoś ją potrącił, tak że się przewróciła, a lepki napój oblał leżących.
Wstali klnąc co sił, ale djabła już nie było, tylko złote obietnice jego unosiły się, niby promieniste korony, nad głowami rezydentów.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/42
Ta strona została przepisana.